czwartek, 27 lutego 2020

Rozdział 13


Dzień po meczu, wtorek cała szkoła cieszyła się z naszego zwycięstwa. Na zajęciach nawet nauczyciele dali nam trochę luzu za co byliśmy wdzięczni. Najgorsze było to że cała szkoła gapiła się na mnie jak na jakąś małpę w zoo. Nie wiem o co im chodzi ale miałam ochotę pozabijać te wszystkie gapiące się na mnie osoby.
- Jak nie przestaną się na mnie gapić to obiecuje że pozabijam ich wszystkich. - powiedziałam siadając przy stoliku na przerwie obiadowej.
- Nie dramatyzuj Sanders. - powiedziała Zoey siadając obok mnie.
- Ja tylko mogę do niej tak mówić Zoey. - odezwał się Matteo siadając na przeciwko mnie razem z Nico.
- Na dodatek mam do czynienia z wami. -położyłam głowę na stole wcześniej odsuwając tace z jedzeniem. - Co ja takiego zrobiłam?
Moi przyjaciele zaczęli się ze mnie śmiać. Oni bezczelnie się ze mnie śmieją! Olałam totalnie moich towarzyszy i naburmuszona zajęłam się swoim jedzeniem. Po chwili wszyscy zajęli się sobą, oprócz jednej osoby. Matteo ciągle szturchał mnie swoją nogą pod ławką, wkurzał mnie. On zachowuje się jak pięcioletnie dziecko które uciekło z przedszkola.
- Nico, mój ulubiony kolego z klasy mógłbyś pierdyknąć swojego przyjaciela w łeb? Może wtedy przypomni mu się że nie jest pięcioletnim dzieckiem.- Moreno zaczął się śmiać z wypowiedzianych przeze mnie słów. Jednak szybko przestał gdy Nico spełnił moją prośbę. - Dziękuje. - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Zawsze do usług Marti. - przybiliśmy żółwika a Matteo strzelił focha.
Wymęczona po lekcja i ciężkim treningu wróciłam do domu z myślą gorącej kąpieli i cieplutkim łóżkiem. Jednak pewna niespodzianka zniszczyła moje plany. Ledwo przeszłam przez próg swojego domu i poczułam jak ktoś się na mnie rzuca.
- Hejka kuzyneczko - tylko jedna osoba do mnie tak mówi. Adam, mój jedyny kuzyn największy idiota świata zaraz po Moreno.
- Idioto, dusisz mnie. - chłopak odsunął się ode mnie, na jego twarzy widniał szczery uśmiech. - Tęskniłam.
- Ja też skarbie. - przytulił mnie ponownie ale teraz z mniejszą siłą.
- Co ty tutaj robisz? Ostatni jak rozmawialiśmy to byłeś w Anglii z ciocią.
- Mama dostała kolejny awans który wiązał się z powrotem tutaj. - na mojej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
- Na jak długo? - zapytałam zaciekawiona.
- Przynajmniej na dwa lata a może i dłużej. - zaczęłam skakać i piszczeć z radości. Wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać.
- Gdzie się będziesz uczył? - zapytałam gdy się uspokoiłam.
- Będziesz się ze mną męczyć przez najbliższy rok kuzyneczko. - moja radość była nie do opisania.
Po zjedzonym wspólnie obiedzie, zaciągnęłam chłopaka do swojego pokoju gdzie rozmawialiśmy o wszystkim. O turnieju, szkole, wypadku. Był ciekawy mojego nastawienia do tego co się dzieje w teraz w moim życiu. Siedzieliśmy zamknięci w moim pokoju do późna, niestety chłopak musiał wracać do domu. Umówiliśmy się że przyjedzie po mnie przed szkołą.

Adam przyjechał do mnie na śniadanie, po którym pojechaliśmy do szkoły. Wszyscy się na nas gapili gdy wysiadaliśmy z samochodu. Czy oni kiedykolwiek przestaną? Kuzyn odprowadził mnie pod salę w której miałam mieć lekcje, pożegnaliśmy się i poszedł na swoje zajęcia.
- Kto to był? - gwałtownie odwróciłam się do osoby stojącej za mną.
- Zoey! Nie rób tak nigdy więcej, zawału dostanę. - uderzyłam dziewczynę w ramie. - To był Adam, mój kuzyn. Przeniósł się z rodzicami do naszego miasta.
- Całkiem, całkiem ten twój kuzynek. - powiedziała Zoey, rumieniąc się.
- Błagam Cię Zoey, to jest idiota. - powiedziałam wchodząc do sali.
Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie. Każdy nauczyciel dzisiaj przynudzał. Cieszyłam się cholernie gdy usłyszałam dzwonek na przerwę obiadową. Dłuższa chwila odpoczynku.
Miałam zamiar usiąść już na moim stałym miejscu w stołówce lecz pewien osobnik mi to uniemożliwił. Zostałam podniesiona do góry i mój głupi kuzyn zaczął się kręcić. Ma szczęście że odłożyłam tacę z jedzeniem.
- Debilu odstaw mnie! - zrobił to, przytulając się do mnie od tyłu. Wszyscy się na nas gapili. - Co ty tutaj robisz?
- Sprawdzam jak się czuje moje słonko. - na jego słowa uśmiechnęłam się. Zaciekawiło mnie zachowanie Matteo który powiedziawszy coś na ucho do Nico, wstał od stolika i wściekły wyszedł ze stołówki. Przedstawiłam Adama moim kolegom i koleżankom, chłopak usiadł obok Zoey a ja zajęłam miejsce Matteo. Chciałam dowiedzieć się od Nico co się stało jego przyjacielowi.
- Co się stało Moreno? - wyszeptałam do Nico, chłopak uśmiechnął się do mnie.
- Wiedziałem że zapytasz. Nie przejmuj się nim Martina. Matteo to idiota któremu nie przemówisz do rozumu kiedy zacznie coś analizować. Mówiłem mu aby przestał robić z siebie idiotę ale on nie słucha. Taki już jest. - zastanawiałam się o co może mu chodzić.
- Czasami cię nie rozumiem Nico ale i tak cię lubię.- uśmiechnęłam się do chłopaka.
Przez resztę dnia Matteo unikał mnie, co mnie zaczęło wkurzać ale jednocześnie martwiłam. gdy tylko wróciłam do domu, postanowiłam napisać do tego Idioty.
Do Moreno:
Coś się stało? Byłeś jakiś dziwny dzisiaj.
Od Moreno:
Odpieprz się Sanders.
On na serio nie rozumie że się martwię? Idiota.
Do Moreno:
Martwię się o ciebie Matteo!
Od Moreno:
Idź się pomartw o swojego chłoptasia.
Co on ma do Adama? On myślał że ja z Adamem? O co mu kuźwa chodzi?

Do Moreno:
Co ci zrobił mój kuzyn?
Od Moreno:
To był twój kuzyn? Nic mi nie zrobił. Odwal się ode mnie Sanders.
Do Moreno:
Skoro tego tak bardzo pragniesz. Martwię się o ciebie.

Schowałam telefon pod poduszkę, byłam wściekła miałam dość tego idioty. Odpaliłam laptopa z zamiarem obejrzenia jakiegoś filmu. Olałam wszystkich, czułam jak telefon wibruje pod poduszką. Nie miałam ochoty z nikim pisać a tym bardziej rozmawiać. Kiedy skończyłam swój maraton filmowy postanowiłam sprawdzić kto mi ciągle coś wysyłał. Miałam dwadzieścia nieodebranych połączeń od Matteo i pięć nieprzeczytanych wiadomości.
Od Moreno:
Jestem idiotą, masz racje. Przepraszam
Od Moreno:
Nadal się gniewasz. Przepraszam Sanders.
Od Zoey:
Matteo do mnie napisał.
Co się dzieje? Martwi się o ciebie.
Dziewczynie odpisałam od razu, tamten Idiota niech se jeszcze poczeka.
Do Zoey:
Nic się nie stało. Pokłóciliśmy się jak zawsze.
Od Nico:
Odezwij się do Matteo. Martwi się.
Od Moreno:
Odezwij się.
Do Moreno:
Do kogo ty jeszcze napisałeś? Denerwujesz mnie.
Od Moreno:
Nareszcie!Przepraszam.Pogadamy jutro.

Wykończy mnie ten Idiota, przysięgam że go kiedyś ukatrupię. 



środa, 26 lutego 2020

Rozdział 12


Po rozpoczęciu mistrzostw musieliśmy nadrobić trening, odbył się on w piątek a na dokładkę doszedł jeszcze dodatkowy w niedziele. To właśnie na nim poznaliśmy pierwszy skład, znalazłam się w nim i będę grać na pomocy. Jeśli chodzi o nasz pierwszy mecz to prawie cała szkoła nim żyła. Dyrektor szkoły stwierdził że w dniu meczu nie będą odbywać się żadne lekcje ale wszyscy idą na mecz. Raczej jest to nie możliwe ale taka decyzja dyrektora. Nadszedł poniedziałek z trenerką umówiliśmy się pod szkołą gdzie autokarem mieliśmy jechać na miejsce meczu.
- Przyjdą twoi rodzice? - zapytała Zoey z którą siedziałam w autokarze.
-Niestety nie, ojciec w pracy a mama nie lubi piłki nożnej. - uśmiechnęłam się do dziewczyny. - A twoi?
-Też nie, jedynie mój brat przyjdzie sprawdzić jak jego siostrzyczka radzi sobie na boisku. - zaczyna zaczęła się śmiać. Ja na serio czasami ( czytaj zawsze ) nie rozumiem. Z czego ona się tak śmieje?
Mecz miał zacząć się o jedenastej a na terytorium mojego wroga byliśmy trzydzieści minut przed czasem. Przebraliśmy się, trenerka dała nam ostatnie informacje, wskazówki. Później poszliśmy na boisko aby trochę się rozgrzać przed meczem. W między czasie na trybunach zbierali się kibice. Szukałam kogoś znajomego i znalazłam cztery dobrze znana mi osoby. Nico, Amanda i Matteo z siostrą. Tuż nad głowami moich przyjaciół siedziały dziewczyny z mojej starej drużyny. Szybko odwróciłam wzrok i skupiłam się na tym co dzieje się na boisku. Na boisko wbiegły Nieposkromione Pingwiny. Cholernie jestem ciekawa kto wymyślił im taką nazwę.
Tak jak w tamtym roku przed każdym meczem komentator zawiera głos.
- Przeciwniczkami Nieposkromionych Pingwinów są Czerwone Pantery które po zeszłorocznej porażce wracają z nowymi zawodniczkami. W ich gronie możemy zauważyć Martine Sanders, nikt chyba nie spodziewał się takiego widoku po zeszłorocznych wydarzeniach.- w tym momencie miałam ochotę uciec. Nie powinien tak mówić.
- Nie słuchaj go Martina. - powiedziała mi po cichu Zoey.
- Zaczynamy mecz. - na boisko wszedł sędzia i zaczęło się.

Pierwsza połowa meczu była spokojna, nikt nie zdobył upragnionej bramki.
Mieliśmy kilka akcji ale się nie udało. Po pierwszej połowie mogłam stwierdzić że nasze przeciwniczki są naprawdę dobre. Jeśli chodzi o mnie to nadal w mojej głowie były słowa komentatora sprzed meczu. Próbowałam je jakoś ignorować, chciałam się skupić na meczu. Pod czas przerwy trenerka próbowała nas jakoś zmotywować. Wychodząc z szatni kobieta zatrzymała mnie na chwile.
- Sanders czekaj -odwróciłam się do kobiety. - Co się dzieje? Przejmujesz się tym komentatorem?
- Sama nie wiem.- spojrzała na mnie zmartwiona.
- Martina udowodnij mi że się nie pomyliłam przyjmując Cię do drużyny. - wyszła z szatni zostawiając mnie sama.
Zaczęła się druga połowa. Próbowałam wziąć się w garść, musiałam pokazać wszystkim na co mnie stać i że to co zdarzyło się w zeszłym roku mnie nie pokonało. Musiałam pokazać trenerce że nie popełniła żadnego błędu. Musiałam udowodnić to samej sobie.
Dopiero pod koniec meczu zauważyłam okazje do strzału. Podałam piłkę do Zoey, która i tak zaraz do mnie wróciłam. Jedna z przeciwniczek chciała odebrać mi piłkę, jednak nie udało się jej to. Wyminęłam dziewczynę płynnym ruchem i biegłam do przodu. Chciałam komukolwiek podać ale nikogo nie było. Zostałam sam na sam z bramkarką. Strzelam, nie ma na co czekać. Zamykam oczy aby nie widzieć tego co się w danym momencie dzieje. Boje się. Nagle czuje jakiś ciężar na sobie. Zoey się na mnie rzuca z radości a dziewczyny się cieszą. Udało się.
Wygraliśmy mecz, drużyna się cieszyła a ja jakoś nie potrafiłam. Podeszła do nas trenerka pogratulować nam zwycięstwa. Powiedziała że będzie czekać na nas w autokarze.
-Gratulacje Dziewczyny! - wrzeszczał Nico biegnąc do nas - Ładna bramka Marti. - przybiłam z nim żółwika.
-Gratki Martina. - młodsza siostra Moreno przytuliła się do mnie.
- Dzięki Młoda. - uśmiechałam się do niej.
- Kaleka odzyskała prace w nóżkach. - spojrzałam na idącą w naszą stronę Carle. - Gratuluje Zdrajczyni - zamierzałam już podejść do niej aby zatrzeć z jej twarzyczki ten parszywy uśmieszek ale ktoś mnie powstrzymał. - Do zobaczenia w finale, jeśli się dostaniecie. - dziewczyna odeszła, a ja ze złości zaczęłam się wyrywać z uścisku osoby która mnie trzymała przed  zrobieniem czegoś głupiego.
- Uspokój się Sanders. - usłyszałam przy uchu szept. - Wiem że chcesz rozjebać jej piękną twarzyczkę ale zastanów się czy warto. -  uspokoiłam się - Gratulacje Sanders. - po tych słowach chłopak odsunął się ode mnie. Nasi przyjaciele gapili się na nas, czułam że się rumienie.
-Nie gapcie się tak.- zostawiłam ich śmiejących się i ruszyłam do szatni aby się ogarnąć.
Jako pierwsza opuściłam szatnie i siedziałam z nauczycielka w naszym autokarze czekając na resztę.

Pod szkołą czekał na mnie już ojczulek, który wyszedł wcześniej z pracy aby mnie odebrać.
- Jak tam mecz? - spytał gdy tylko znalazłam się w samochodzie.
- Wygrałyśmy. - uśmiechnęłam się do niego.
- Gratuluje. - a tej krótkiej rozmowie skończyliśmy i reszta drogi minęła nam w ciszy.
Po powrocie do domu z ciekawości odpaliłam stronę internetową mistrzostw i zaczęłam czytać komentarze na temat dzisiejszego meczu. Większość dotyczyła mnie. Jedni gratulowali mi powrotu i zdobytej bramki a drudzy zaś krytykowali mnie za to że przeszłam do innej drużyny. Uważali mnie za zdrajcę. Byłam wkurwiona. Chciałam coś rozwalić ale zrobiłam coś innego, tak samo głupiego.

Do Moreno:
Moreno zlikwiduj coś takiego jak internet.
Proszę Cię.


Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

Od Moreno:
Czytałaś komentarze pod transmisją meczu?

Do Moreno:
Normalnie Amerykę odkryłeś Moreno.

Od Moreno:
Nie przejmuj się nimi Sanders.

Do Moreno:
Ciebie ludzie nie obwiniają o wszystko i nie posądzają o zdradę.

Od Moreno:
Może masz racje ale nie wkurwiaj mnie.
To dzięki Tobie wygraliśmy dzisiaj, dałaś z siebie wszystko.
Nie pieprz głupot Sanders.

Do Moreno:
To wszystko nie jest łatwe Moreno.

Od Moreno:
Nic nie jest łatwe Sanders ale trzeba to jakoś przeżyć.

Do Moreno:
Trudno mi to przyznać.
Masz racje Moreno.

Od Moreno:
Możesz to powtórzyć Sanders a najlepiej jutro jak się spotkamy przy wszystkich.

Do Moreno:
Jedyny i ostatni raz to stwierdzenie przeczytałeś.

Od Moreno:
Zobaczymy jeszcze.

Do Moreno:
Dziękuje za to że mnie powstrzymałeś dzisiaj.

Od Moreno:
Gdybyś to zrobiła to by wywalili cię z turnieju i drużyna by przegrała przez ciebie.
Nie pozwoliłbym na to.
Masz szczęście że jesteś w drużynie bo tak to bym nie interweniował.

Do Moreno:
Fajnie wiedzieć Moreno.
FOCH

Od Moreno:
Ej no Saneders.
Pisałam z chłopakiem jeszcze trochę o jakiś głupotach. Zauważyłam że on potrafi mnie w pewien sposób ogarnąć i zrozumieć. Powstrzymuje mnie przed głupimi decyzjami. Uważam go za dobrego kolegę. Stwierdzam że w naszym przypadku taka relacja nam starczy.
Resztę dnia spędziłam na blogu odpowiadając na komentarze oraz oglądając filmy.

wtorek, 25 lutego 2020

Rozdział 11


Nadszedł najbardziej wyczekiwany przez wszystkich czwartek, który oznaczał dzień wolny od zajęć jak i rozpoczęcie turnieju. Z trenerką umówiłyśmy się wcześniej że spotkamy się na miejscu bo nie było sensu spotykać pod naszą szkołą. Miałam jechać razem z Zoey i Amandą, które stwierdziły że mnie zabiorą bo mają po drodze. Schodząc do kuchni zastałam mamę która samotnie siedziała przy stole popijając kawę.
-Cześć. - przywitałam się siadając przy stole na którym czekało moje śniadanko.
-Jak tam samopoczucie przed dzisiejszym dniem? - odezwała się kobieta siadając na przeciwko mnie.
-Staram się myśleć pozytywnie.- uśmiechnęłam się do swoje rodzicielki. Zjadłam szybko śniadanie i ruszyłam do pokoju po swoje rzeczy. W między czasie dostałam wiadomość od Amandy że zaraz będą pod moim domem. Zeszłam na dół, pożegnałam się z mamą i wyszłam przed dom. W tym samym momencie podjechały dziewczyny.
-Hejka -przywitałam się wsiadając do samochodu.
-Hej. Jak tam twoje nastawienie na dzisiejszy dzień? - odezwała się Zoey uśmiechając się do mnie.
-Jak jeszcze raz ktoś się mnie o to zapyta to obiecuje że zabije! - powiedziałam zirytowana, dziewczyny zaczęły się ze mnie śmiać. Z kim ja się zadaje?
-Jak myślicie kto wyra dzisiejszy mecz? - odezwała się Amanda.
-Mam nadzieje że jastrzębice -odpowiedziała bez zastanowienia Zoey.
-Szczerze to nie umiem powiedzieć kto może dzisiaj wygrać. - odezwałam się. Wiem że moja poprzednia drużyna bardzo dobrze gra, a ich rywalki kojarzę z zeszłego roku i z tego co wiem to zaszły bardzo daleko.
Dojechałyśmy na miejsce. Przed budynkiem czekała na nas trenerka z resztą drużyny. Zaparkowałyśmy samochód i podeszłyśmy do naszej grupy.
-Dzień Dobry- we trzy odezwałyśmy się w tym samym momencie.
-Witajcie. Skoro jesteśmy już wszyscy to możemy już wchodzić- powiedziała nauczycielka.
Po przekroczeniu drzwi do budynku przy nas natychmiastowo pojawiła się dyrektorka szkoły, a tuż za nią zauważyłam moją byłą trenerkę. Próbowałam się chować za dziewczynami tak aby kobiety mnie nie rozpoznały.
-Witamy w naszej szkole! - powiedziała z uśmiechem na twarzy. - Rozpoczynamy za piętnaście minut więc Pani Agata zaprowadzi was na boisko gdzie będziecie mogły zając miejsca. - Dyrektorka zostawiła nas z moją byłą trenerką i poszła przywitać się z kolejną drużyną. Drogę na boisko znałam na pamięć, teoretycznie sama mogłam nas tam zaprowadzić. Zajęliśmy swoje miejsce na trybunach. Znalazłam się pomiędzy trenerką a Zoey.
-Jak się czujesz Sanders? - na słowa trenerki Zoey zaczęła się śmiać.
-Czemu wszyscy się mnie o to pytają? -powiedziałam lekko wkurzona. Nauczycielka chciała już coś powiedzieć ale przerwał jej głos prosto z samego środka boiska. Na boisku stał organizator mistrzostw i dyrektorka szkoły.
-Witam wszystkich zgromadzonych! Zanim zaczniemy pierwszy mecz podam kilka informacji i plan jak będę wyglądać tegoroczne zawody...- cała ta jego gadka trwała około dwudziestu minut. Stwierdzam że trochę przynudzał i prawie w ogóle go nie słuchałam.- Rozpoczynamy Mistrzostwa Szkolnych Drużyn Damskich w Piłce Nożnej. - wszyscy zaczęli klaskać na zakończenie przemowy organizatora.
Po kilku minutach na boisko wybiegły wie drużyny. Widząc zawodniczki z mojej byłej drużyny w dobrze znanych mi barwach poczułam się dziwnie.Wściekłość, smutek, tęsknota a najbardziej to poczułam się jak zdrajca. Sama nie wiem co siedzi w mojej głowie. Miałam ochotę stamtąd uciec.
-Martina spokojnie – z mojego transu wyciągnęła mnie Zoey która patrzyła się na moje dłonie. Nawet nie zauważyłam tego że wbijam paznokcie w skórę- Co się dzieje?
-Nie nic, wszystko w porządku. -spróbowałam się skupić na meczu który trwał już od dobrych dziesięciu minut. Jak na razie był remis ponieważ nie udało się nikomu zdobyć gola. W ciągu kolejnych kilkunastu minut jastrzębice zdobyły gola, moja obecna drużyna cieszyła się z tej brameczki. Do końca pierwszej połowy nie przybyło więcej cyferek w wyniku. Jastrzębice prowadziły i każdy miał nadzieje że tak pozostanie. Podczas drugiej połowy obrona Lincoln High poprawiła się o sto procent. Stwierdzam że moje odejście nie sprawiło im problemu, a nawet szybko znaleźli osobę na moje miejsce. Mecz zakończył się remisem, jeden do jednego. Miałam nadzieje że jednak jastrzębice wygrają ale cóż takie życie.
-Miałam nadzieje że jednak jastrzębice wygrają. - powiedziała Zoey schodząc z trybun po zakończonym meczu.
-Nie narzekaj, przynajmniej jest remis.- powiedziała Amanda, w ogóle to co ona tutaj robi z drużyną. Ona przecież do niej nie należy. Czemu dopiero teraz się zorientowałam?
-A tak w ogóle to co ty tu robisz Amanda? Przecież nie jesteś w drużynie? -spojrzałam na dziewczynę.
-Dopiero teraz to zauważyłaś? - powiedziała Zoey próbując się nie śmiać.
-Trenerka to moja ciocia, zabiera mnie ze sobą wszędzie tam gdzie drużyna ponieważ chciała abym grała w piłkę. Niestety wybrałam siatkówkę. -odpowiedziała dziewczyna.
-Aha, okey. - na tym skończyliśmy naszą pogawędkę. Mieliśmy wejść do szkoły aby dostać się na parking gdy usłyszałam że ktoś mnie woła.
-Co ty tutaj robisz Sanders? - na przeciwko mnie stała Carla, najgorszy koszmar, kapitan mojej byłej drużyny. - Nie powinno cię tu być. Nie masz prawa po tym wszystkim co nam zrobiłaś. - ja się chyba przesłyszałam.
-Daj spokój Carla. Dla twojej wiadomości przyjechałam tutaj ze swoją szkołą. - spojrzałam na Zoey i się uśmiechnęłam.
-Nie masz prawa tutaj wracać! Popieprzona Zdrajczyni!- zaczęła mnie wkurzać swoją gadką.
-Ja zdrajczyni!? Gdyby nie wy to bym nie odchodziła z tej szkoły. - powiedziałam podniesionym głosem.
-Dobrze że się wyniosłaś! Do czego miałaby nam się przydać kaleka- uśmiechnęła się chytrze.
-Dla twojej wiadomości ta Kaleka jest w naszej drużynie.- odezwała się Zoey. Po chuj się odzywałaś dziewczyno!?
-Popieprzona Zdrajczyni! Gratuluje nowej drużyny.- wściekłość malowała się na jej twarzy ale nie tylko na niej. Byłam wkurwiona na maksa i miałam ochotę ją rozszarpać. - Drużyny nieudaczników. Mądry wybór. - jeszcze chwila i na serio nie wytrzymam.
-To przez was tutaj nie wróciłam! Po chuja mam wracać tam gdzie mnie się nie chce! - zaczęłam się wydzierać z wściekłości.
-To przez ciebie przegraliśmy w tamtym roku. Zdrajczyni, kaleka nie zdziwię się jak specjalnie to wszystko zrobiłaś.- po jej słowach zaczęłam po prostu płakać.
-Pierdol się! Jak mogłaś to powiedzieć!? - odwróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę parkingu. Wychodząc ze szkoły wpadłam na kogoś.
-Uważaj jak leziesz! - wściekła i cała zapłakana chciałam wyminąć tą osobę. Nie pozwolono mi.
-Spokojnie Sanders – znajomy głos, spojrzałam na Matteo. Patrzyła się na mnie zmartwiony a ja po prostu się do niego przytuliłam i jeszcze bardziej zaczęłam płakać. - Ej nie płacz. Co się stało Sanders?
-Wiedziałam że jak wrócę to będą same problemy. - powiedziałam gdy tylko trochę się uspokoiłam- Jebana piłka nożna. - spojrzałam na chłopaka, odsuwając się od niego. -Przepraszam za moje zachowanie.
-Nic się nie stało. -uśmiechnął się do mnie.
-Co ty w ogóle tutaj robisz?
-Nico napisał do Zoey aby się dowiedzieć jaki jest wynik. Tak jakoś wyszło że Zoey napisała że dziwnie się zachowujesz więc stwierdziliśmy że przyjeżdżamy.
-Ja to kiedyś ją zabije. - chłopak uśmiechnął się na moje słowa.- A gdzie Nico?
-Poszedł porozmawiać z dziewczynami. - wskazał na trójkę naszych znajomych, którzy stali przy samochodzie brunetki. Podeszliśmy do nich.
-Plany się zmienił. Jedziemy na ciacho i kawę. Jedziecie z nami?- Zoey spojrzała na mnie i Matteo wyczekując odpowiedzi.
-Nie mam ochoty. - chciałam wrócić do domu i po prostu zamknąć się w swoim pokoju.
-Możemy cię odwieźć. - powiedziała Zoey uśmiechając się do mnie.
-Ja ją odwiozę, wy sobie jedzcie. Nie robi mi to problemu. - powiedział Matteo.
-Okey. -powiedziała Zoey. Pożegnałam się ze wszystkimi i razem z Matteo poszliśmy do jego auta. Jechaliśmy w ciszy całą drogę. Nie miałam ochoty rozmawiać.
-Dziękuje za podwózkę.- powiedziałam gdy podjechaliśmy pod moje królestwo. Chciałam już wysiadać ale chłopak mi nie pozwolił.
-Poczekaj Sanders. - spojrzałam na chłopaka. - Nie przejmuj się nimi. Rób swoje i pokaż wszystkim co potrafi Martina Sanders. Jednak błagam cię też o to żebyś nie robiła niczego głupiego. - uśmiechnął się do mnie.
-Nie martw się Moreno. Ja już zrobiłam najgłupszą rzecz w moim życiu. Wróciłam. -wysiadłam z samochodu chłopaka i weszłam do domu.

Może uznacie mnie za idiotkę, ale tak powrót do piłki uważam za głupotę. Przynajmniej tak sadzę po dzisiejszym dniu. Jednak skoro już wróciłam to przynajmniej teraz nie mogę się poddać. Nie tym razem. Pokaże jeszcze wszystkim że Martina Sanders jeszcze coś tam potrafi.





poniedziałek, 24 lutego 2020

Rozdział 10


Do pierwszego meczu rozpoczynającego mistrzostwa zostały dwa dni. Przez ostatnie trzy tygodnie przygotowywaliśmy się do tego turnieju. Trenerka podczas naszych spotkań pracowała z nami nad tym abyśmy się w jak największym stopniu się zgrały jako drużyna. Sprawdzaliśmy kto na jakiej pozycji najlepiej się odnajduje i ustalaliśmy plan działania dotyczący mistrzostw. Z dnia na dzień każdy stawała się coraz bardziej podekscytowany turniejem. Jeśli chodzi o mnie to oprócz treningów pracowałam nad kondycją. Codziennie po szkole biegałam i nawet mój ojczulek stwierdził że mi będzie pomagał. Więc czas wolny spędzałam z ojcem w ogrodzie trenując lub biegając. Nadal moja kondycja jest słaba ale widać postępy z czego jestem zadowolona. Zauważyła je nawet trenerka.
Powiedziała mi to nawet dzisiaj po zajęciach z nią. 
- Kto normalny ustawia nam trening zaraz po wuefie? - Zoey zaczęła narzekać. Właśnie czekamy w szatni na resztę drużyny po zakończonych lekcjach.
- Nie narzekaj, inne drużyny też muszą kiedyś trenować. - powiedziałam, naszą krótką wymianę zdań  przerwały dziewczyny z drużyny które weszły do szatni. Razem z Zoey poczekałyśmy na nasze koleżanki. Gdy tylko się przebrały ruszyłyśmy na boisko gdzie miałyśmy mieć trening. Męska drużyna zamieniła się dzisiaj z nami na salę gimnastyczną. Nauczycielka czekała już na nas, podeszłyśmy do niej.
- Witajcie. Z nim zaczniemy mam wam do przekazania kilka informacji. - kobieta spojrzała w swój notatnik - Za dwa dni rozpoczynają się zawody i mamy zaproszenie na pierwszy mecz. Zostały zaproszone wszystkie drużyny. Ucieszy was pewnie wiadomość że w czwartek nie macie zajęć dlatego że idziemy na rozpoczęcie. - wszyscy zaczęli się cieszyć bo nie będziemy musiały siedzieć w szkole. - Kolejna informacja jest taka że my będziemy grali w poniedziałek z Nieposkromionymi Pingwinami, niestety nie na naszym boisku. - nigdy nie sądziłam że jeszcze zagram na boisku mojej starej szkoły. - To chyba tyle z informacji które miałam wam przekazać. Zaczynam trening! Sara rozgrzewka! - ostatnie słowa skierowała do kapitana drużyny. Rudowłosa rozpoczęła swoje zadanie.

- Jak się czujesz z faktem że odwiedzimy twoją dawną szkołę? - odezwała się Zoey po skończonym treningu gdy wychodziłyśmy z szatni.
- Nie wiem, mam mieszane uczucia do tego wszystkiego. - kierowaliśmy się w stronę parkingu -Dobra ja spadam bo ojciec na mnie czeka. - pożegnałam się z dziewczyną i poszłam w kierunku samochodu taty.
- Jak tam trening? - usłyszałam gdy tylko zajęłam miejsce pasażera.
- Pytasz się o to po każdym treningu. Odpowiedź brzmi dobrze. - zaczęłam się śmiać razem z ojcem. Po powrocie do domu zjadłam obiad i zamknęłam się pokoju aby się trochę pouczyć, nie tylko samą piłką się żyje.Siedziałam na łóżku ze stertą książek dookoła siebie. Nad tymi książkami siedziałam już dobre dwie godzin, więc stwierdziłam że czas na przerwę. W całym tym bałaganie odnalazłam telefon z zamiarem sprawdzenia co się dzieje w świecie portali społecznościowych. Na małym ekraniku zauważyłam nieodczytaną wiadomość.

Od Moreno:
Siema Sanders, cholernie mi się nudzi. 
Z Nico nie mam o czym gadać, więc pisze do ciebie.
Co tam?

Do Moreno:
Na pewno masz innych kolegów Moreno.
Właśnie się uczę. Ty też mógłbyś spróbować.

Od Moreno:
Jakaś ty śmieszna Sanders.
Co powiesz na spotkanie?
Ja, ty, piłka i moja siostra.
Ostatnio mnie dręczyła że chce się  z tobą spotkać.

Do Moreno:
Nie dam rady. Nauka :)
Przekaż siostrze że kiedy indziej się z nią chętnie spotkam.

Od Moreno:
Nudna jesteś. :)
Jak tam samopoczucie przed turniejem?

Czy wszyscy muszą mnie męczyć tym pytaniem? Mam już dość. Może to był zły pomysł aby wracać do piłki?

Do Moreno:
A jak ma być?
Nie sądziłam że jeszcze kiedy kol wiek zagram,
 a co dopiero na moim starym boisku.

Od Moreno:
No to kiepsko widzę.
Staraj się nie przejmować ty wszystkim. :)

Moreno "mistrz pocieszania". Czujecie ten sarkazm? 

Do Moreno:
Łatwo ci powiedzieć.
Staram się nie myśleć. 
Chcę wygrać te cholerne mistrzostwa.
Chcę udowodnić że jestem coś warta i nie chce zawieść was wszystkich.

Od Moreno:
Uda wam się. Wszyscy w was wierzą. 
Ja w ciebie wierzę.

Zrobiło mi się miło na serduszko po słowach Matteo. Coś czuje że jeszcze jest dla niego szansa aby nie był idiotą w moich oczach.

Do Moreno:
Dzięki.


Ostatnio zauważyłam że chłopak trochę się zmienił. Stał się cichy, rzadko kiedy mi dogryza, niewiele mówi. Chodzi często zamyślony. Coś z nim jest nie tak, zaczynam się martwić o niego. Muszę się dowiedzieć co mu jest. O to jest mój plan na najbliższy czas, oprócz wygrania mistrzostw.
Po tym jak skończyłam pisać z Matteo stwierdziłam że nie chce mi się już uczyć.
Odpaliłam bloga i postanowiłam coś napisać.


sobota, 22 lutego 2020

Rozdział 9


Wczorajszy dzień był dość dziwaczny. Nie wspomniałam rodzicom nic o naborach do drużyny, nawet nie wiem czemu tak jakoś wyszło.
-Cześć Córa – powiedział ojciec gdy tylko zauważył mnie wchodzącą do kuchni. - Jedz szybko bo nie będę na Ciebie czekał.
-Tatuś, mam prośbę. - spojrzał na mnie z zaciekawieniem- Przyjedziesz po mnie o tej samej godzinie co wczoraj. Muszę coś załatwić po szkole. - spojrzałam błagalnie na ojca. - Ładnie proszę.
-Przyjadę jeśli mi powiesz co masz tak ważnego do zrobienie – razem z mamą patrzyli na mnie z zaciekawieniem. To chyba ten moment w którym muszę uświadomić swoich rodziców że wróciłam do gry.
-Jakby to powiedzieć...wczoraj był nabór do szkolnej drużyny piłkarskiej i tak jakby przypadkiem wzięłam udział. - na twarzy mojego ojca pojawił sie szczery uśmiech. - Stało się tak że dostałam się i mam dzisiaj trening.
-Wiedziałem! Wygrałem! - odwrócił się w stronę rodzicielki i wystawił rękę w jej stronę.- Wypłacaj. - kobieta niechętnie podała mu banknot który wyjęła z pudełka po ciastkach. Odkąd sięgam pamięcią mama zawsze trzymała tam swoje pieniądze na czarną godzinę.
-Czy wy założyliście się o decyzje własnej córki? - spojrzałam na rodziców zszokowana a zarazem rozbawiona.
-Ojtam,Ojtam. Jedz śniadanie bo cię nie zawiozę. - powróciłam do swojej przepysznej jajecznicy. Ojciec odstawił mnie pod szkołą, kierując sie do sali od matematyki gdzie miałam pierwszą lekcje, spotkałam Matteo rozmawiającego z Nico.
-Hejka. - przybiłam żółwika z Nico oraz uśmiechnęłam się nieśmiało do bruneta.
-Hejka Sanders- odpowiedział mi brunet.
-Czemu wy mówicie do siebie po nazwisku? Od dawana się nad tym zastanawiałem. - oznajmił nasz towarzysz.
-Sama nie wiem. To wina tamtego. - pokazałam na Matteo.
-Ej czemu zawsze to moja wina? - odpowiedział na moje słowa.
-Na kogoś musi być, wypadło na ciebie. - powiedziałam.
-Pieprz się Sanders.- wściekły ominął nas i ruszył w kierunku sali zostawiając nas samych.
-Nie przejmuj się nim, przejdzie mu. - razem z Nico ruszyliśmy w kierunku sali gdzie po dotarciu zajęliśmy swoje miejsca. Nie było nauczycielki więc postanowiłam jeszcze napisać do Matteo.
Do Moreno:
Przepraszam, jeśli Cię obraziłam.
Wysłałam mu wiadomość i spojrzałam na chłopaka. W dłoniach trzymał telefon, do sali weszła nauczycielka ale jakoś mnie w tej chwili to nie interesowało. Z niecierpliwością czekałam aż chłopak mi odpisze, co chwile zerkałam na swój telefon który trzymałam na kolanach pod ławką.
Od Moreno:
Odpuść Sanders, nic się nie stało.
Do Moreno:
Jakby się nic nie stało to byś się tak na mnie nie wściekał.
Czekając na odpowiedź od chłopaka starałam zainteresować się matematyką. Jakoś mi to nie wychodziło.
Od Moreno:
Mam zły humor, od samego rana wszyscy się mnie o coś czepiają. Nie chce o tym gadać. Masz dzisiaj trening?
Do Moreno:
Dobra, odpuszczam. Tak mam trening, a co?
Od Moreno:
Nic, taka mała zmiana tematu. :)
Nie odpisałam chłopakowi, postanowiłam skupić się na lekcji. Nie potrafiłam, tak samo było na pozostałych lekcjach. Za bardzo przejmowałam się Moreno i zbliżającym się treningiem. Zoey próbowała mnie pocieszyć pomiędzy lekcjami czy nawet na przerwie obiadowej ale nie udało jej się to. Po ostatniej lekcji zapominałam w pewnym stopniu o Matteo ale mój umysł opanował strach. Szłam z dziewczynami na trening. Moje towarzyszki z nie zwracały na mnie uwagi ponieważ były zajęte jakże ciekawą rozmową która mnie nie interesowała. Zamyślona wpadłam na kogoś, i przez tą samą osobę zostałam przytrzymana abym nie zderzyła się z podłogą. Stałam na środku w obięciach brązowowłosego Idioty.
-Przepraszam i dziękuje za to że uratowałeś mnie przed upadkiem.- chłopak nadal mnie trzymał blisko siebie. - Mógłbyś mnie puścić bo zaraz mam trening? - chłopak patrzył się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Odsunął się ode mnie.
-Do jutra Martina. - chłopak uśmiechał się do mnie przyjaźnie – Pokaż im co tak naprawdę potrafisz. -chłopak pocałował mnie w policzek i odszedł zostawiając mnie zszokowaną na środku korytarza. Zastanawiam się co z nim jest nie tak. Ruszyłam w stronę szatni aby się przebrać bo nie mam zamiaru spóźnić się na pierwszy trening. Kiedy już wszyscy znaleźliśmy się na sali Trenerka przywitała nas wszystkich i podała kilka informacji dotyczących treningów. Dowiedzieliśmy się że spotykamy się trzy razy w tygodni po lekcjach oraz zostaliśmy poinformowani o kilku innych organizacyjnych rzeczach.
-Zanim zaczniemy trening razem z Sarą chcemy przekazać wam dobrą wiadomość. - kobieta spojrzała na dziewczynę stojącą obok niej. To ta sama która wczoraj prowadziła nabór. Podejrzewam że musi być kapitanem drużyny.
-Mamy zaszczyt wziąć udział w tegorocznych mistrzostwach które zaczynają się za miesiąc. W tym roku gospodarzami są dziewczyny z liceum Lincoln High. - usłyszawszy że moja poprzednia szkoła będzie gospodarzem turnieju zamarłam, miałam nadzieje ze to głupi żart. Trenerka ogłosiła że zaczynam trening. Tym razem rozgrzewkę poprowadziła Zoey. Jak zwykle rozgrzewka później ćwiczenia. Starałam się nadążać za dziewczynami jednak umierałam ze zmęczenia co było widoczne. Po ćwiczeniach trenerka ogłosiła przerwę i zawołała mnie do siebie.
-Sanders musisz popracować nad kondycją bo tak to jesteś naprawdę dobra a nawet nie wiem czy nie lepsza od niektórych. Pracuj ciężko nad sobą i pokaż reszcie jak trzeba walczyć o swoje. Może w tym roku uda nam się dojść chociaż do półfinałów. - uśmiechnęła się do mnie. - A jak się czujesz z informacją kto jest gospodarzem turnieju?- podejrzewałam że o to zapyta.
-Na samym początku myślałam że to głupi żart ale teraz po prostu chcę się skupić na treningach i wrócić do formy z przed wypadku. - na twarzy trenerki pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
-Podoba mi się to co mówisz. Leć na boisko bo zaraz gracie.
Meczyk był ciekawy tym razem zakończył się remisem. Po skończonym treningu udałam się z resztą drużyny do szatni aby się przebrać. Gdy tylko wyszłam ze szkoły zauważyłam czekającego na mnie już ojca w samochodzie.
-Jak tam na treningu? - spytał się gdy wsiadłam do samochodu.
-Brakowało mi tego. - uśmiechnęłam się do ojca. - Jednak muszę popracować nad formą.
-Kiedy zaczynają się mecze? - spytał ojciec wyjeżdżając z parkingu.
-W przyszłym miesiącu zaczynają się mistrzostwa.
-Dacie radę, wierze w ciebie Słońce. - ojczulek uśmiechnął się do mnie.

piątek, 21 lutego 2020

Rozdział 8


Niedzielny poranek, większość moich znajomych oraz normalni ludzie śpią jeszcze o tej porze we własnych łóżkach. Natomiast jeśli chodzi o mnie to obudziłam się i nie mogłam później zasnąć. Do tego dochodzi jeszcze to co sobie wczoraj po ognisku uświadomiłam.
- Pieprze to! – powiedziałam do siebie i zerwałam się z łóżka. Ogarnęłam się w łazience i wyszłam z domu ubrana w sportowe ciuchy. Postanowiłam iść pobiegać. Telefon, słuchawki są to teraz możemy przewietrzyć umysł i przemyśleć wszystko. Biegłam dobrze znaną mi trasą przez park, która towarzyszyła mi przez ostatnie dwa lata. Biegałam w tym parku razem z dziewczynami z mojej poprzedniej drużyny. Brakowało mi tego troszkę. Będąc w parku zauważyłam że rozwiązała mi się sznurówka. Postanowiłam usiąść na najbliżej stojącej mnie ławce aby zawiązać buty.
- Kogo ja tu widzę. – podniosłam wzrok na osobę stojącą na przeciwko mnie. Nie spodziewałam się że spotkam swój najgorszy koszmar w niedziele o ósmej rano biegający po parku. Wstałam z ławki i stałam naprzeciwko dziewczyny.
- Witaj Carla. – chciałam ominąć blondynkę i iść w swoją stronę. Ona jednak mi nie pozwoliła.
- Uciekasz już? Nie porozmawiasz ze swoją koleżanką? – na jej twarzy można było rozpoznać wstręt jakim mnie obdarza.
- Nie mamy o czym rozmawiać moja koleżanko. – patrzyłam jej prosto w oczy ze wściekłością.
- Oj mamy. – uśmiechnęła się z pogardą – Jak tam w nowej szkole? Szkoda że nie spotkamy się podczas turnieju. Chętnie skopałabym Ci dupę za to co nam zrobiłaś. Szkoda że nie możesz grać Kaleko. - Nienawidzę tej platynowej blondyny, dziewczyna wygląda jak typowy plastik ale gra zajebiście.
- Jeszcze zobaczymy Carla, może spotkamy się jeszcze kiedyś na boisku. Skąd wiesz? – tym razem ominęłam dziewczynę. Biegiem ruszyłam w stronę domu zostawiając dziewczynę samą. Gdy tylko dotarłam do domu poszłam się wykąpać aby potem zejść do kuchni po coś do jedzenia. Nie obyło się bez pytań moich rodziców gdy tylko weszłam do kuchni.
- Gdzie Ty byłaś tak wcześnie rano? -spytała mama podając mi naleśniki.
- Byłam pobiegać, musiałam przemyśleć kilka rzeczy. – ojciec popatrzyła na mnie podejrzanie ale zaraz się uśmiechnął. Zjedliśmy w spokoju śniadanie, później poszłam do swojego pokoju. Odpaliłam laptopa i postanowiłam napisać coś na bloga. Dawno nic tam nie pisałam.


Witajcie.
Dawno mnie tu nie było ale wracam tu do was. Ostatnio dużo działo się w moim życiu. Dzisiaj wam wszystko opowiem. Zacznijmy może od początku…


                                                     ****

Zadzwonił budzik budząc mnie jak co dnia od poniedziałku do piątku. Zwlekłam się z łóżka, o dziwo z większą chęcią niż zwykle. Szybko ogarnęłam się w łazience, do mojej torby dopakowałam rzeczy które wczoraj sobie naszykowałam i zeszłam do kuchni.
- Hejka – przywitałam się i zaczęłam jeść śniadanie.
- Co Ty taka szczęśliwa? – spytała mama.
- Jestem po prostu w dobrym nastroju. Coś mi mówi że dzisiaj wydarzy się coś fajnego. – uśmiechnęłam się do niej. Dokończyłam posiłek i nim się obejrzałam byłam już pod szkołą. Poprosiłam tatę o to aby przyjechał po mnie dwie godziny później bo muszę coś załatwić.
- Co takiego? – patrzyła na mnie podejrzanie.
- Jeśli mi się uda to może będziesz zadowolony. – uśmiechnęłam się do staruszka. Coś czuje że ojciec domyśla się co chce zrobić.
- Pokaż im kto rządzi.
- O to się nie martw. Pa. – wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę wejścia. Wchodząc do sali od angielskiego zobaczyłam że Zoey już jest. Zajęłam swoje miejsce a brunetka odwróciła się do mnie.
- Hejka. – przywitałam się.
- Co moja dziewczynka jest taka rozpromieniona? Nagroda od Matteo aż tak Ci się spodobała że aż trzyma Cię do dziś? – dziewczyna poruszyła sugestywnie brwiami za co została uderzona w ramie.
- Idiotka. Po pierwsze nie było żadnej nagrody. Po drugie, chyba każdy może cieszyć się życiem. – uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- Dobra niech Ci będzie, zmiana tematu. Dzisiaj są nabory, przemyślałaś to? – jak ja ją uwielbiam. Czujecie ten sarkazm?
- Powtórzę to co powiedziałam Ci wczoraj jak mnie odwoziłaś. Pożyjemy zobaczymy. – obraziła się lub przynajmniej udawała.
- Nienawidzę Cię. Jesteś potworem, tak się nie robi. – odwróciła się w stronę tablicy.
- Panienka Zoey niech się nie martwi. Znam ten ból, też was nie lubię. – cała klasa na słowa nauczycielki zaczęła się śmiać. Po chwili zaczęła się jednak lekcja i momentalnie zrobiło się cicho. Angielski minął szybko i zaczęła się kolejna lekcja. Matematyka i sprawdzian o którym chyba każdy zapomniał.
- Proszę was, nie oddawajcie pustych kartek. Zaliczcie to jakoś bo nie mam zamiaru użerać się z wami na poprawach. – powiedziała matematyczka podczas rozdawania sprawdzianów.
- Aż tak Pani w nas nie wierzy? – zapytał Matteo z końca klasy.
- Moreno znam was od dwóch lat i wiem że tylko dwie osoby nie zapomniały o sprawdzianie. Ty się do nich nie zaliczasz. – cała klasa zaczęła się śmiać z rozmowy nauczycielki z Moreno.
- Wie Pani co? Dobrze nas Pani zna. – spojrzałam na bruneta który puścił mi oczko.
- Koniec pogaduszek, bierzcie się za pisanie.
Zapomniałam o sprawdzianie ale też nie miałam jakoś problemu z matematyką. To co wiedziałam to napisałam a jeśli czegoś nie wiedziałam to po prostu odpuszczałam. Większość pamiętałam z lekcji. Mam nadzieje że jakoś ten sprawdzian zaliczę. Po co się przejmować skoro mam w głowie inne problemy do rozwiązania. Reszta lekcji minęła szybko a mnie zaczęły brać obawy czy na pewno dobrze robię. Wyszliśmy z sali gdzie mieliśmy ostatnią lekcje.
- Idziesz z nami zobaczyć nabór? - spytała się Zoey.
- Nie mogę, ojciec na mnie czeka. - skłamałam, dziewczyna nie mogła o niczym się dowiedzieć przed samymi naborami.
- Jak chcesz, szkoda że nie bierzesz udziału. Do jutra. - po słowach dziewczyny pożegnałam się z nią oraz Amandą i poczekałam aż sobie pójdą w kierunku sali gimnastycznej. Szybko ruszyłam w stronę toalet, przebrałam się w sportowe ciuchy i postanowiłam iść w stronę sali gimnastycznej. Nie wiedziałam czy dobrze robię, wiedziałam że cholernie się bałam. Z każdym krokiem w stronę miejsca gdzie miałam możliwość powrotu do przeszłości zaczynałam bardziej panikować i wątpić. Przed wejściem do pomieszczenia spotkałam Matteo i Nico którzy rozmawiali o czymś. Zrezygnowałam gdy tylko ich zobaczyłam, mając nadzieje  że mnie nie zauważyli próbowałam się wycofać. Skierowałam się w kierunku wyjścia ze szkoły. Nie ma bata że wejdę tam. Niespodziewanie przed mną stanął Moreno, uśmiechając się jak małe dziecko.
- Gdzie się wybierasz Sanders? - zapytał brunet z ogromnym bananem na twarzy.
- Zabłądziłam Moreno, przepuść mnie. - chciałam wyminąć chłopaków, jednak mi nie pozwolili tego zrobić. Złapali mnie za ramiona i odwrócili w stronę wejścia do sali.
- Nie umiesz kłamać Piłkareczko - Matteo wyszeptał mi do ucha - Nie pozwolimy Ci w ostatniej chwili zrezygnować. - popchnęli mnie w stronę drzwi i brutalnie wepchnęli mnie do sali zwracając uwagę wszystkich tam zgromadzonych.
- Moreno? Sanders? Nico, co tu się dzieje? - spytała zszokowana nauczycielka.
- Przyprowadziliśmy zagubioną owieczkę. - odpowiedział ten powalony Idiota który stał za mną mogę się założyć że właśnie śmiał się jak głupi.
- Nie wnikam. Sanders dołącz do reszty kandydatek, a wy chłopcy jak chcecie to możecie zostać ale na trybunach siadajcie.
Nie wiedziałam co mam zrobić, stałam jak posąg i analizowałam to co właśnie się stało. Wszyscy się na mnie patrzyli jakby czekali na mój ruch. Zostałam lekko szturchnięta abym zrobiła cokolwiek. Podziałało, niepewnie ruszyłam na środek sali. Nie wiedziałam co tu robię, zaczynam chyba panikować.
- Witam was wszystkich, cieszę się że aż tyle się was zgłosiło. - na przeciwko nas stanęła dobrze znana mi nauczycielka a obok niej stała młoda dziewczyna. - Zaczynamy. - kobieta spojrzała na dziewczynę.
- Najpierw rozgrzewka. - powiedziała głośno i wyraźnie. - Zaczynamy!
Zrobiliśmy kilka podstawowych ćwiczeń, okrążyliśmy biegiem kilka razy salę. Przyznam się bez bicia że umieram. Kondycja już nie ta sama, czemu ja się tutaj znalazłam. Rozgrzewka była męcząca, dziewczyna wie jak wykończyć ludzi.
- Pięć minut przerwy! Napijcie się wody i wracamy do ćwiczeń! - w tym momencie żałowałam że nie spakowałam do torby wody. Leżałam zmęczona na chłodnej podłodze. Nad sobą zobaczyłam Matteo i Zoey. Chłopak pomógł mi wstać i podał mi wodę. Od razu się napiłam chłodnego napoju.
- Cieszę się że zmieniłaś zdanie. - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
- Powinnaś dziękować mi. - chłopak uśmiechnął się do Zoey. - To ja ją przekonałem. - spojrzałam na niego wściekle.
- Lepiej szykuj sobie grób. Jaką wolisz trumnę? - powiedziałam dysząc nadal zmęczona. - Po tym wszystkim dorwę Cię i zabije. - Zoey próbowała się nie śmiać. Chłopak uśmiechał się chytrze.
- Najpierw musisz mnie dogonić Piłkareczko a z twoją kondycją to nie możliwe. - bezczelnie śmiał się ze mnie. To on mnie tutaj wepchnął siłą a teraz się śmieje.
- Nie żyjesz. - powiedziałam odchodząc od nich ponieważ dziewczyna która prowadziła rozgrzewkę poinformowała o końcu przerwy.
- Zrobimy jeszcze kilka ćwiczeń które teoretycznie powiedzą nam na jaką pozycje byście się nadawały. Później zagracie z teraźniejszym składem mecz i wybierzemy nowe zawodniczki. - powiedziała uśmiechając się do nas. - Zaczynamy!
Ćwiczenia które robiłyśmy znałam z moich wcześniejszych treningów ale i poznałam kilka nowych. Z łatwością wykonywałam je pomimo braku kondycji, która najbardziej mi przeszkadzała. No dobra przeszkadzał mi też strach ale próbowałam go od siebie jakoś odsunąć. Podczas ćwiczeń nauczycielka przyglądała nam się uważnie i prawdopodobnie zastanawiała się kogo wybrać. Obok trenerki siedziała jakaś blondynka i Zoey. Zdziwiło mnie to trochę, bo nie wiedziałam że ona też jest w drużynie. Jeśli jakimś cudem się dostane to będę kogoś znała.
- STOP LUDZIE!! - przestaliśmy robić ćwiczenia. - Przerwa pięć minut. Później zagramy mecz. - dziewczyna podeszła do starszej kobiety.
Usiadłam na ławce i napiłam się wody. Obok mnie usiadła Zoey.
- Dobrze Ci idzie. - uśmiechnęła się do mnie.
- Szkoda tylko że z moją kondycją jest kiepsko, odstaje pod tym względem od reszty. - rozejrzałam się po przyszłych i niedoszłych zawodniczkach. Całkiem sporo ich przyszło. Po co ja tu siedzę. -Nie wiem po co tutaj przyszłam.
- Ej nie gadaj głupot! Miałaś poważną kontuzje i długą przerwę w treningach. Normalne jest to że masz słabszą kondycje. Dasz radę. - uśmiechnęła się. - Wstawaj, idziemy zagrać. Pokaż na co cię stać.
Znalazłam się w drużynie bez Zoey. Dzięki wcześniejszym ćwiczeniom wiedzieliśmy jak się ustawić. Wylądowałam na prawej pomocy, z czego się cieszyłam bo przynajmniej to nie bramka.
Zaczęła się gra, na samym początku trudno było nam się zgrać. Po chwili jednak nam się to udało mogliśmy normalnie grać. Prawie...w mojej głowie znowu pojawiły się złe myśli. Starałam się jak mogłam ale z tyłu moje głowy panował chaos. Nie mogłam grać z myślą że w mojej nodze jest metalowy pręt. Strach zapanował moją głową. Nie dam rady. Nie nadaje się. Grałam ostrożnie, nie atakowałam, nie pokazywałam na co mnie stać. Starałam się chociaż odebrać piłkę i podać ją komuś innemu. Pierwsza połowa ciągnęła się okrutnie ale w końcu się zakończyła. Chwila przerwy i odpoczynku. Miałam ochotę się rozpłakać, byłam wściekła.
- Pięć minut na oddech i wodę. - oznajmiła trenerka - Co się dzieje Sanders? Widziałam Cię jak grasz, dzisiaj to nie jesteś Ty. - powiedziała do mnie gdy szłam po wodę. - Cieszę się że przyszłaś ale pokaż na co Cię stać.
Bez komentarza udałam się w stronę ławki gdzie zostawiłam wcześniej wodę. Tym razem podszedł do mnie Matteo z Nico.
- Jeśli wy też macie dla mnie jakąś radę lub twierdzicie że ja to nie ja to idźcie sobie. - usiadłam sobie na ławce a obok mnie Matteo. Nico poszedł porozmawiać z Zoey.
- Sanders, ogarnij się. - dostał ode mnie w ramie. - Przypomnij sobie to co czułaś wcześniej. Przypomnij sobie czemu zaczęłaś. Nie myśl o niczym innym. Zapomnij o otaczającym Cię świecie i daj się ponieść. Zawalcz o to co kochasz. Zawalcz o to co Ci się należy. No chyba że tchórzysz i uznajemy że ostatni pojedynek jest nie ważny, oraz że jestem od Ciebie lepszy. - patrzył się na mnie z zaciekawieniem, on dobrze wiedział co powiedzieć aby do mnie dotarło.
- Nigdy w życiu. Stchórzyłam tylko raz i nigdy się to nie powtórzy. Ja jestem lepsza od ciebie i nic tego nie zmieni.- wstałam z ławki i odeszłam od chłopaka zostawiając go samego.
Po wypowiedzianych słowach Matteo w moim sercu jak i głowie powoli pojawiał się spokój. Chłopak potrafi mnie uspokoić i przemówić mi do rozumu. Jestem mu za to wdzięczna ale nie zmienia to faktu że to wszystko jego wina. Zaczęła się druga połowa, która szła mi lepiej niż poprzednia. Grałam pewniej, dziewczyny zauważyły tą zmianę. W pewnym momencie zauważyłam jak Zoey odbiera piłkę dziewczynie z mojej drużyny. Postanowiłam zrobić to samo, raz się żyje. Podbiegłam w jej stronę, znalazłam się naprzeciwko niej. Jeden ruch nogą, drugi i piłka była moja. Pędziłam z nią do przodu, podałam niebieskowłosej dziewczyny i gol. Strzeliła piękną brameczkę. Przechodząc obok Zoey chciało mi się śmiać z jej miny.
- Gdybyś widziała swoją minę. - powróciłam do gry tak samo jak moja koleżanka. Gdy tylko po raz kolejny miałam piłkę przy nodze pech chciał że nie miałam komu podać. Stwierdziłam że lecę samemu na bramkę. Ominęłam jedną zawodniczkę, drugą i zostałam sam na sam z bramkarkę. Strzelam i trafiam. Zmęczenie mnie dopada, umierałam ale starałam się tym nie przejmować i grać dalej. Muszę pokazać temu Idiocie że jestem lepsza od niego. Kolejna piękna brameczka zdobyta została niestety przez przeciwniczki, dokładniej to dzięki Zoey. Muszę przyznać że całkiem nieźle gra. Mecz zakończył się dwa do jednego dla mojej drużyny. Aktualnie siedzę na ławce czekając na informacje kto się dostał do drużyny. Przy okazji zastanawiałam się co ja do cholery tutaj robię. Znowu zaczynałam wariować a to wszystko przez to czekanie.
- Podejdźcie tutaj. - trenerka zwróciła na siebie naszą uwagę. Ustawiliśmy się w rzędzie naprzeciwko niej. - Sara wyczyta osoby które się dostały. - dziewczyna która prowadziła rozgrzewkę podeszła do nas bliżej i spojrzała na kartkę.
- Zaczynajmy, nie mamy całego dnia. Dziewczyny które się dostały to... - byłam cholernie zestresowana ale coś czuje że nie tylko ja.- Olivia Ramirez – usłyszałam pisk szczęścia, spojrzałam w kierunku dziewczyny i zauważyłam drobną brunetkę w okularach. - Alexa Arim. – niebiesko włosa dziewczyna stojąca obok mnie cichutko do samej siebie powiedziała "Jest! Udało się". Podobają mi się jej włosy. - Camila Mesa. - podejrzewam że blondynka to koleżanka Olivii bo teraz się przytulają ze szczęścia. - Julia Alva. - dziewczyna z różowymi włosami przybiła żółwika z niebiesko włosom Alexą. - Emilia Paz. - najwyższa dziewczyna ze wszystkich także zaczęła skakać i piszczeć ze szczęścia. - Ostatnia dziewczyna która wchodzi do naszej drużyny to... - cholernie waliło mi serce. - Martina Sanders. - Myślałam że się przesłyszałam, byłam w totalnym szoku i nie wiedziałam co mam zrobić. Zoey i Amanda wyręczyły mnie skacząc i piszcząc z radości. Zachowywały się jak wariatki. Trenerka w wielkim uśmiechem podeszła do nas.
- Dziękuje wszystkim za przybycie i pamiętajcie że za rok także możecie próbować. - dziewczyny które się nie dostały poszły w kierunku szatni, nasza szóstka nadal stała przed nauczycielką. - Gratuluje wam dziewczyny, widzimy się jutro po lekcjach na pierwszym treningu. Więcej dowiecie się jutro, zmykajcie już i odpocznijcie. - poszłam w stronę ławki gdzie miałam swoje rzeczy, przechodząc obok trenerki usłyszałam jak mnie woła. - Sanders podejdź. - spojrzałam na kobietę. - Trzeba będzie popracować nad twoją kondycją ale i tak cieszę się że mam Cię w drużynie. Czuje że z Tobą zajdziemy daleko a może i wygramy turniej. Dobra, nie zatrzymuje Cię. Znajomi na Ciebie czekają. - spojrzałam na stojącą za mną grupkę osób.
- Dziękuje za szansę. Do jutra. - odeszłam od kobiety w stronę moich znajomych. Nie zdążyłam się nawet odezwać a Zoey rzuciła się na mnie próbując mnie udusić.
- Udało się! Moja dziecinka dostała się do drużyny! - Amanda z chłopakami zaczęła się śmiać z całej sytuacji.
- Dusisz mnie! - na moje słowa dziewczyna puściła mnie.
- Gratulacje Martina. - Amanda przytuliła mnie ale bardziej delikatnie niż Zoey.
- Dzięki – uśmiechnęłam się do niej.
- Warto było Cię tu wepchnąć siłą. - przybiłam żółwika z Nico.
- Jestem pod wrażeniem Sanders ale i tak jestem lepszy – Matteo uśmiechnął się do mnie zadziornie.
- Chciałbyś Moreno. Dobra idę się przebrać bo ojciec zaraz po mnie ma przyjechać. - zostawiłam tych wariatów samych i poszłam do szatni. Gdy tylko byłam przebrana, skierowałam się w stronę wyjścia ze szkoły. Na korytarzu spotkałam Matteo, postanowiłam podejść do niego.
- Co tam Sanders? - spytała zaciekawiony.
- Chciałam podziękować. - uśmiechnęłam się do chłopaka, który zrobił to samo.
- To twoja zasługa Sanders, ja tylko wepchnąłem Cię do sali z pomocą Nico.
-Za co powinnam Cię zabić. Ciesz się że będziesz żył. Dziękuj mojej koszmarnej kondycji.- odeszłam kilka kroków od chłopaka, spojrzałam na niego ostatni raz. - Dziękuje Matteo.
Zostawiłam chłopaka samego i ruszyłam w kierunku parkingu gdzie miał na mnie czekać ojciec. Udało się! Dostałam się do drużyny a to wszystko przez Moreno. Jestem mu za to wdzięczna.

czwartek, 20 lutego 2020

Rozdział 7


-Martina wstawaj! – czyjś krzyk przerwał mój piękny sen. Powoli otworzyłam oczy i zauważyłam moją rodzicielkę stojącą obok mojego łóżka.
- Która godzina? – powiedziałam zaspanym głosem obracając się na drugi bok.
- Jest po dwunastej. Wstawaj nie pozwolę Ci zmarnować całego dnia. – kobieta bezczelnie zabrała mi kołdrę. Niechętnie zwlekłam się z łóżka, wzięłam ubranie i udałam się w kierunku łazienki. Gotowa zeszłam  do kuchni aby coś zjeść bo troszku głodna byłam. Wzięłam tylko jabłko bo kochana mamuśka uświadomiła  mi że za godzinę obiad. Z moim śniadaniem ruszyłam do salonu gdzie znalazłam ojca oglądającego telewizje.
- Śpiąca Królewna wstała – powiedział gdy tylko mnie zobaczył – Wstałaś w odpowiednim momencie, zaraz mecz się zaczyna. Siadaj. – poklepał miejsce obok siebie. Kiedy ojciec ma wolne w soboty i niedziele to oglądamy różne mecze które aktualnie są rozgrywane. Taka nasza mała tradycja. W przerwie między pierwszą a drugą połową odezwał się mój telefon. Nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
-Mam nadzieję że nie masz planów na dzisiaj. – odezwała się Zoey – Zabieram Cię dzisiaj ze sobą.
- Moje zdanie się nie liczy? – dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Nie marudź, przyjadę po Ciebie o osiemnastej. Ubierz się ciepło i wygodnie. Nie przyjmuje żadnej odmowy. – bezczelnie się rozłączyła Kiedy miałam zacząć protestować.
- Po prostu super – wyszeptałam pod nosem.
- Kto  dzwonił? – spojrzałam na ojca.
- Zoey, ta wariatka chce mnie gdzieś wyciągnąć. – zauważyłam na twarzy ojca uśmiech.
- Już ją lubię. – spojrzałam na niego jak na idiotę – Cieszę się że poznałaś nowe osoby z którymi możesz spędzać czas. Ostatnie miesiące były dla Ciebie ciężkie i cieszę się że zaczynasz wszystko od nowa. Masz prawo być szczęśliwa.
Mówiłam wam że mam najlepszego ojca na świecie? Rzuciłam się na ojca i przytuliłam go.
- Dziękuję – odsunęłam się staruszka i wróciliśmy do oglądania meczu.
Była godzina siedemnasta trzydzieści gdy stwierdziłam że idę się przebrać w coś cieplejszego bo zaraz przyjedzie po mnie moja koleżanka. Przebrała się w długie czarne spodnie, zwykła białą bluzkę i do tego czarną bluzę. Stwierdziłam że nie  będę się malować bo i tak rzadko to robię. Związała włosy w wysokiego kucyka i skierowała się do wyjścia.
- Spadam, nie wiem o której wrócę! – wybrałam się na cały dom i wyszłam po za bezpieczne ściany mojego domostwa. W tym samym momencie pod dom podjechała Zoey. Ruszyłam w jej stronę i wsiadłem do samochodu. Były tam jeszcze dwie inne dziewczyny, Amanda i jakąś drugą której imienia nie pamiętam. Na szczęście siedziały one z tyłu więc mogłam usiąść na miejscu pasażera.
- Hejka – przywitałam się  z dziewczynami – Gdzie Ty mnie zabierasz? – skierowałam się do Zoey.
- Nie powiedziałaś jej gdzie jedziemy? -  z tyłu odezwała się Amanda.
- Nie wyciągnęłabym jej z domu. – zaczynam się bać
- Powiecie gdzie jedziemy? – Zoey spojrzała na mnie jednak zaraz powróciła do patrzenia na drogę.
- Okey ale jeśli zaczniesz się wydzierać to Cię jedna w ten pusty łeb. – czekałam aż zacznie mówić – Jedziemy na ognisko które organizuje Matteo. Już od dwóch lat je organizuje i zaprasza wszystkich z naszej klasy.
- Wypuść mnie, nigdzie z Tobą nie jadę. – byłam wściekła. Miała racje, nie pojechałabym gdybym wiedziała wcześniej.
- Nie marudź, ostatnio polepszył ci się z nim kontakt. Nie wiem o co Ci chodzi.
- To że ostatnio dwa razy z nim normalnie gadałam nie znaczy że będziemy przyjaciółmi. – obrażona nie odzywałam się do niej przez resztę drogi.
- No nie obrażaj się. Przecież nic złego się nie stanie. – odezwała się Zoey gdy tylko wyszłyśmy z samochodu.
- Nie odzywaj się do mnie. – przeszło mi ale stwierdziłam że jeszcze poudaje. Chciałam zobaczyć co ta wariatka zrobi.
- Sanders ogarnij się! – przed moją twarzą pojawiła się twarz Zoey którą jeszcze chwilę temu była za mną. Niekontrolowanie zaczęłam się śmiać a razem ze mną dziewczyny. – Nie ogarniam Cię. – brunetka też zaczęła się śmiać.
- Myślałem że zabawa jest na tyłach domu. – obok nas pojawił się Nico, musiał dopiero przyjechać. – Macie tutaj zamiar stać i przynosić wstyd Matteo przed jego sąsiadami? Tak wiem Sanders mogłabyś robić to całymi dniami. – natychmiastowo przestałam się śmiać.
- Wy na serio uważacie mnie za taką zołzę? – spojrzałam na moich towarzyszy.
- Tak – powiedzieli w tym samym czasie – Jeśli chodzi o Matteo bo tak to jesteś fajna. – dodał po chwili Nico.
- Aha dzięki. Idziemy? – ruszyłam za Zoey. Przeszliśmy ogródek i przez mała furtkę w ogrodzeniu. Znaleźliśmy się w małym lasku a tam zostaliśmy resztę naszej klasy i kilka pojedynczych osób których nie znam.
- Martina! – odwróciłam się do dziewczęcego głosu a przede mną stała siostra Matteo.
- Hejka Młoda – przybiłam z nią żółwika. – Co tam?
- Okey wszystko. Kiedy jeszcze pogramy ? – na twarzy dziewczynki pojawił się wielki banan.
- Zobaczymy pożyjemy Młoda – uśmiechnęłam się do niej. Chwilę jeszcze z nią rozmawiałam o pierdołach jednak dziewczyna poleciała gdzieś zostawiając mnie samą. Popatrzyła na wszystkich zebranych, rozmawiali, śmiali się. Nie pasowałam tutaj, oni wszyscy się znali a ja czuje się niepotrzebna. Miałam ochotę wrócić do domu.
- Mam nadzieję że nie uciekasz Sanders – obok mnie pojawił się Matteo.
- Odpuść Moreno.- patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Co tu stoisz tak sama? Czemu nie usiądziesz z resztą przy ognisku? – Co ja mam mu powiedzieć? Patrzyłam na niego a on na mnie. Czekał na odpowiedź.
- Stoję i myślę. Wiesz co wymyśliłam? – Patrzył na mnie że smutkiem. Czemu miałby być smutny? - Nie pasuje tutaj. Nie powinno mnie tu być. Nie powinnam wpieprzać się do waszego życia. – chciałam wracać do domu i już miałam to robić ale ten idiotę mi nie pozwolił. Matteo złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę ogniska.
- Nie pierdol głupot Sanders – zaprowadził mnie do Zoey i pchnął na pieniek gdzie siedziały dziewczyny  - Weźcie ją trzymajcie i zróbcie  z nią coś bo głupoty pierdoli. – te słowa skierował do Zoey. Odszedł od nas pomóc jakiemuś chłopakowi przy ognisku.
- O co mu chodziło? – zapytała się Amanda.
- Wy to nie słuchajcie, to jemu coś padło na mózg i głupoty pieprzy. – dziewczyny popatrzył na mnie ale szybko straciły zainteresowanie moją osobą. Oprócz jednej brązowowłosej niewiasty.
- Co się dzieje Martina? – zapytała brunetka – Widziałam Cię jak stałeś sama z dała od ogniska, chciałam podejść do Ciebie ale Matteo mnie wyprzedził.
- Nic się nie dzieje. – spojrzałam na Zoey mając nadzieję że odpuści.
- Nie potrafisz kłamać ale skoro nie chcesz gadać to nic nie poradzę. – posłał mi przyjacielski uśmiech- Pamiętaj że możesz na mnie liczyć.
Spotkanie trwało, ludzie rozmawiali, śmiali się  a nawet pojedyncze  osoby tańczył do muzy grającej z głośnika. Kilka razy gadałam z jakimiś dziewczynami ale te rozmowy nie były jakieś ciekawe.
- Sanders podejdź tu! – głos który dobrze znam przerwał mi jakże ciekawą rozmowę o lakierach do paznokci. Grzecznie przeprosiła i udałam się do mojego ulubionego kolegi. Czujecie ten sarkazm?
- Czego Moreno? – przewróciła oczami na słowa chłopaka – Moja siostra nie mogła Cię znaleźć chociaż nie wiem jakim cudem skoro siedzisz cały  czas na tym pniu. – błagam niech on gada szybciej.
- Do rzeczy Moreno. – nasi towarzysze próbowali się nie śmiać z naszej rozmowy.
- Spokojnie dziewczyno. Kazała mi się Ciebie zapytać czy przemyślałaś wczorajszą rozmowę. Sam jestem ciekaw. – Patrzył na mnie z zaciekawieniem tak samo jak nasi koledzy.
- Moreno nie gadajmy o tym tutaj.
- Tchórzysz Sanders, nie odpowiesz mi? – jak ja to nie lubię.
- Yyhh...Myślałam nad tym ale jeszcze niczego nie podjęłam. Zadowolony? – odwróciłam się od chłopaka i chciałam znaleźć Zoey jednak nigdzie jej nie było. Nie miałam ochoty tutaj dłużej być, postanowiłam zadzwonić do taty aby po mnie przyjechał. Odeszłam kawałek dalej aby być jak najdalej od muzyki i mogła spokojnie zadzwonić. Byłam wkurzona na Moreno.
- Sanders czekaj no – zobaczyłam brunetka idącego w moją stronę.
- Zostaw mnie w spokoju. – błagam niech to zrobi.
- Może i przesadziłem. Może nie powinienem gadać na ten temat przy chłopakach.
- Przesadziłeś! – podniosła głos – Człowieku o co Ci chodzi!? Co masz do mnie? Po chuj to wszystko!? -nie potrafiłam odczytać z jego twarzy żadnych emocji.
- Przepraszam Okey? To nie moja wina że najpierw zrobię coś nim pożądanie to przemyśle. Taki już jestem.
- Nie mam już siły Matteo. Wszyscy oczekują ode mnie jak najszybciej decyzji ale ja tak nie potrafię. Do tego jeszcze czuje że nie pasuje tutaj, do was. Czuję się jak piąte koło u wozu. Naprawdę chciałabym się nie przejmować tym wszystkim. – rozbeczałam się jak małe dziecko. Zachowanie Matteo mnie zdziwiło. Niepewnie przytulił mnie.
- Przepraszam Sanders. Wszystko się ułoży. – lepiej się poczułam w ramionach chłopaka, gdy tylko się uspokoiłam spojrzałam na niego odsuwając się. – Uśmiechnij się Sanders – prawdopodobnie z tego uśmiechu wyszedł grymas – Mam pomysł jak Cię rozweselić. – podejrzewałam że jest to coś związanego  z piłką – Chodź! – pociągnął mnie za rękę. Chwilę później znaleźliśmy się przy ognisku. Chłopak stanął na pieńku jakby chciał coś ogłosić. – Uwaga! – wszyscy zwrócili na niego uwagę – Panna Sanders chce się że mną zmierzyć na żonglerki. Dasz radę Sanders?  - ruszając śmiesznie brwiami – Czy może się boisz?
Chuj raz się żyje, dzisiaj wyczerpałam limit łez.
- W twoich snach Moreno! – uśmiechnęłam się do chłopaka – Dawaj piłkę!
Wszyscy zgromadzeni, zaczęli gwizdać i nic brawa. W tłumie widziałam Zoey którą nie wiedziała co się dzieje. Matteo podszedł do mnie z piłką którą ktoś mu ją podał.
- Jaki jest twój rekord? – spytałam się chłopaka mając nadzieję że się nie upokorzę.
- Trzysta pięćdziesiąt – byłam przerażona – Dasz radę Sanders ? Ja czy Ty pierwszą? – chłopak podał mi piłkę.
- Ty – powiedziałam oddając mi piłkę.
Przeszliśmy od ogniska kawałek tworząc koło. Matteo kazał Nico głośno liczyć ale ja i tak dla pewności sama liczyłam. Pewnie zastanawiacie się jak będziemy grać kiedy robi się ciemno. Wszyscy odpalili latarki w telefonach. Fajny widok. Muszę przyznać że Matteo jest dobry. Z każdą stówą moja nadzieja że się nie skompromituje upada na dno. Dobił do trzystu, w co ja się wpakowałam. Trzysta dwadzieścia, trzysta dwadzieścia jeden, trzysta dwadzieścia dwa, trzysta dwadzieścia...piłką pada na ziemię. Coś czuje że już po mnie.
-Twoja kolej Sanders -podał mi piłkę i przybliżył się do mojego ucha – Baw się tym. – wyszeptał.
Czas zacząć.
Pierwsza
Druga
Trzecia
Dwudziesta
Trzydziesta
Przestałam liczyć, wpadłam w trans. Nic się nie liczyło, tylko piłką i ja. Nie wiem ile kapek już zrobiłam, nie przejmowałam się tym. Zapomniałam jakie to fajne uczucie. Mój zajebisty stan relaksu popsuł głupi korzeń, podjęłam się o niego. Wpadłam na ziemię czując ból w kolanie.
- Sanders coś ci się stało? – przednią na ziemi siedział Matteo razem z Zoey i Nico. – Dasz radę wstać? – na twarzy chłopaka widziałam przerażenie. Podniosła się trochę chwiejnie ale się udało.
- Ile zrobiłam? – spojrzałam na Matteo.
- To nie jest teraz ważne. Jak twoja noga? – zauważyłam że Zoey i Nico próbują się nie śmiać.
- Ile Moreno? – chłopak spojrzał ostrzegawczy na chłopaka i dziewczynę śmiejących się a później na mnie.
- Wygrałaś Sanders, trzysta pięćdziesiąt dwa. Przegrałem z pieprzoną Sanders! – ostatnie zdanie wykrzyczał do wszystkich a oni zaczęli się śmiać.
- Pokonałaś Matteo, moja dziewczynka – rzuciła się na mnie brunetka.
- Gratki Martina – przybiłam żółwika z Nico – Jeśli można wiedzieć to jaka jest wygrana?
- No właśnie Moreno, co moja dzieciaka wygrała? – Zoey z ciekawością patrzyła na Matteo. Ja też byłam ciekawa odpowiedzi chłopaka. Nie potrzebowałam nagrody.
- To jest moja i Sanders słodka tajemnica – chłopak mrugnął do mnie – Nikt nie musi wiedzieć co jej dam za wygraną – poruszył sugestywnie brwiami na co każdy zaczął się śmiać. Wszyscy wrócili do poprzednich zajęć, ja także to chciałam zrobić. Moreno złapał mnie za ramię. Na jego twarzy był ogromny banan.
- I jak? Jakie to uczucie? – uśmiechnęłam się do bruneta.
- Zajebiste. Dziękuję Moreno. – nie myśląc podeszłam do chłopaka i pocałowałam to w policzek. Później odeszłam zostawiając go samego. 





środa, 19 lutego 2020

Rozdział 6


Przed ostatnią lekcją w wolnej chwili napisałam do ojca aby po mnie nie przyjeżdżał i poinformowałam go że wrócę do domu później. Po lekcjach pogadałam jeszcze chwile z dziewczynami. Kiedy tylko wyszłyśmy ze szkoły pożegnałam się z nimi i ruszyłam w stronę parkingu gdzie miał na mnie czekać Matteo. Znalazłam go opierającego się o czarne audi, rozmawiał z Nico. Szczerze to jakoś nie miałam ochoty im przerywać ich dyskusji i wolałabym wrócić do domu i tam spędzić miło czas w moim ciepłym łóżku. Powiedzmy sobie szczerze, po prostu chciałam stamtąd uciec. Jednak w tym samym momencie zauważył mnie ten irytujący dupek z którym byłam umówiona.
- Sanders, nareszcie się zjawiłaś – podeszłam bliżej do moich kolegów z klasy.
- Dobra to ja spadam – Nico pożegnał się z chłopakiem. - Do jutra. Cześć Martina, widzimy się w poniedziałek. - chłopak pomachał mi z przyjaznym uśmiechem na twarzy i odszedł w stronę swojego samochodu. Stwierdzam że całkiem miły z niego gościu, pomimo iż mnie ostro sfaulował na pierwszych zajęciach sportowych.
- Co tak się na niego gapisz Sanders? Zakochałaś się? - odwróciłam się do Matteo i zauważyłam jak porusza sugestywnie brwiami. Idiota.
- Raczej to nie mój typ faceta Moreno. Będziemy teraz gadać o cechach które powinien mieć według mnie idealny facet czy powiesz mi gdzie mnie zabierasz i co chcesz mi pokazać? Możemy też to załatwić szybko i po prostu odpowiedz mi na moje zadane pytanie.- na twarzy chłopaka pojawił się głupkowaty uśmiech.
- Ja wiem że idealnym facetem dla ciebie jestem ja, tylko czekam na ten dzień w którym przyznasz to sobie i całemu światu.- spojrzałam na niego jakbym zobaczyła kosmitę. - Teraz jednak zabieram cie gdzieś abym ci odpowiedział na twe wszystkie pytania. Wsiadaj do samochodu i nie martw się, odwiozę cię później do domu.
Po chwili znalazłam się w samochodzie chłopaka na miejscu pasażera. Matteo odpalił samochód i wyjechaliśmy z parkingu w nieznanym mi kierunku. Jestem ciekawa gdzie on mnie zabiera. Przez całą drogę oboje byliśmy cicho a podróż umilała nam muzyka która leciał z radia. Po około dwudziestu minutach zatrzymaliśmy się przy jakimś budynku.
- Poczekaj na mnie w samochodzie, wracam za pięć minut.- mój towarzysz tak po prostu wysiadł ze swojego samochodu zostawiając mnie samą w lekkim szoku. Nie minęło nawet pięć minut a zauważyłam przez szybę chłopaka który wyszedł z budynku z jakąś dziewczynką. Oboje wsiedli do samochodu, dziewczyna była zdziwiona moja obecnością zresztą tak samo jak ja. Patrzyłyśmy na siebie nie pewnie co zauważył Matteo.
- Co się z wami dzieje? Obie naraz straciłyście mowę? Powalone jesteście. - chłopak nas zignorował i odpalił swój samochód ruszając w dalszą drogę.
- Jestem Sara, siostra tego idioty. - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie na co ja także się uśmiechnęła.
- Tylko nie idiota. Bądź grzeczna to może cię gdzieś dzisiaj zabiorę. - chłopak spojrzał na swoją siostrę przez lusterko.
- Hej. Ja jestem Martina i zostałam porwana przez twego brata. - dziewczynka wybuchła śmiechem na moje słowa.
- Ty też uważaj Sanders na swoje słowa. - siostra idioty natychmiastowo przestała się śmiać i spoważniała. Patrzyłam na nią z zainteresowaniem. Tak patrząc na tą osóbkę to stwierdzam że nie jest za bardzo podobna do Matteo. Jedynie kolor oczu mają taki sam. Dziewczyna była niską blondynką, wydaje mi się że może mieć z dziesięć lat.
- Sanders? Martina Sanders? - dziewczyna patrzyła na mnie jak by zobaczyła ducha.
- Tak, tak się nazywam z tego co wiem.
- Martina Sanders, najlepsza zawodniczka zeszłorocznego międzyszkolnego turnieju damskiej piłki nożnej. - pokiwałam twierdząco głową. - Czemu mi nie powiedziałeś? Jesteś okropny. - dziewczyna uderzyła swojego brata w ramię.
- Ej! Młoda ja tu prowadzę. Powinnaś się chyba cieszyć z tego spotkania a nie próbować nas zabić. - spojrzałam na chłopaka a ten tylko uśmiechnął się do mnie. - Zaraz będziemy na miejscu.
Tak jak chłopak powiedział tak też się stało. Przez rozmowę z siostrą chłopaka nie zauważyłam że minęła duża część drogi i dalej nie wiedziałam gdzie ten dupek mnie zabiera. W pewnym momencie chłopak zaparkował przy jakimś boisku i wysiadł z samochodu. Razem z Sarą także wysiadłyśmy z pojazdu. Moreno wyjął z bagażnika piłkę i rzucił ja w stronę siostry która z szerokim uśmiechem pobiegła na boisko zostawiając nas samych.
- Wyjaśnisz mi o co w tym wszystkim chodzi? - stanęłam przed chłopakiem i nie pozwoliłam mu iść za dziewczynką.
- Dobra, niech ci będzie. - powiedział zrezygnowanym tonem. - Tak naprawdę znam ciebie dzięki mojej siostrze. Natomiast Sara zna ciebie dzięki mojej byłej dziewczynie. - patrzyłam na niego jak na idiotę dalej nie rozumiejąc o co w tym wszystkim chodzi. - Amelia tak miała na imię moja dziewczyna, grała w naszej szkolnej drużynie i to dzięki niej Sara zaczęła się interesować piłką nożną przez co musiałem zabierać ją na każde mecze zeszłorocznego turnieju nawet na te w których nie brała nasza drużyna udziału. Wtedy na którymś z meczy w którym grałaś Sara zobaczyła co potrafisz ze swoją drużyną i zaczęła także wam kibicować. Stałaś się jej idolką co jest głupotą bo ja gram lepiej od ciebie.- na jego ostatnie słowa dostał ode mnie w ramie. - No dobra, jesteś tak samo dobra lub prawie dobra jak ja. Stwierdziłem że skoro moja siostra tak się tobą zachwyca to poobserwuje cię i twoje poczynania aby zrozumieć co w tobie ona widzi. O to cała historia. A teraz chodźmy bo Młoda zaraz się tam zanudzi. - chłopak mnie ominął i ruszył w kierunku blondynki, ja ruszyłam po cichu za nim. Przyznam się bez bicia że byłam w lekkim szoku. Ciekawie zaczęło się robić, jestem ciekawa co przyniesie reszta tego spotkania.
- Ile można na was czekać!? - dziewczyna siedziała na murawie trzymając w dłoniach piłkę. - Gramy? - spojrzała na nas z tym znanym mi dobrze błyskiem w oku. W mojej głowie zaczął pojawiać się chaos i panika. Chciałam wrócić do domu. Spojrzałam z przerażeniem na chłopaka który po raz drugi doprowadza mnie do takiego stanu.
- Sanders?
- Przepraszam ale ja nie mogę. - odwróciłam się od moich towarzyszy i po prostu szybkim krokiem ruszyłam w stronę parkingu. Jednak coś mnie powstrzymało a raczej ktoś.
- Sanders? Uspokój się! - spojrzałam ze wściekłością na chłopaka.
- Mam się uspokoić? Gdyby nie ty to by do niczego nie doszło. Drugi raz mnie doprowadzasz do tego stanu. - pomimo wściekłości mój ton głosu był spokojny. - Nie rozumiecie że piłka to przeszłość która boli. Nie chcę...Nie potrafię do tego wrócić. - poczułam jak po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Martina? - odwróciłam się do dziewczyny. - Co się dzieje?
Z bezsilności opadałam na ziemie przysuwając się do ogrodzenia. Oparłam się o nie i po prostu się rozbeczałam. Ktoś usiadł obok mnie.
-Pogadamy? - dziewczyna przytuliła mnie. Spojrzałam na nią a on po prostu uśmiechnęła się do mnie.
- Czemu nikt nie umie zrozumieć ? Rodzice, wuefistka, Zoey, terapeutka a także Matteo. Miałam zacząć od nowa a czuje się jakbym stała w miejscu. - spojrzałam w kierunku Matteo który teraz był po drugie stronie boiska i strzelał do bramki. - Przepraszam. - spojrzałam na dziewczynę.
- Za co?
- Za wszystko, za moje zachowanie. Przepraszam cie za to że obarczam cie moimi problemami. Po prostu przepraszam.
- Nie masz za co. Nie musisz wracać do piłki, treningów czy turniejów jeśli nie chcesz. Nikt cie do tego nie zmusza.
- Wiesz na czym polega problem. Cholernie chce wrócić do tego co kochałam i nadal kocham ale się boje. Boje się tego że historia może się powtórzyć.
- Byłaś najlepszą i jedyną zawodniczką którą z tych wszystkich dziewczyny wtedy grających naprawdę podziwiam. Dawałaś czadu na boisku lepiej niż była dziewczyna mojego brata i niż on sam. Podczas jednego z meczy stwierdził że pod pewnymi względami jesteś od niego lepsza. - blondynka podniosła się z ziemi. - Wiesz czego tylko nie rozumiem? Podczas zawodów nigdy się nie poddawałaś, zawsze się podnosiłaś. Dlaczego teraz się poddałaś? - podniosłam się z ziemi tak samo jak dziewczyna. - Zastanów się czy naprawdę warto rezygnować z tego co się kocha? Może warto powalczyć jeszcze? Może warto pokazać wszystkim co potrafi Martina Sanders? - moja nowa koleżanka ruszyła w stronę swojego brata. Skierowałam się w tym samym kierunku. Chłopak widząc ze idę w nich stronę rzucił w moja stronę piłkę i nic nie myśląc przyjęłam ja tak aby zacząć żonglerkę. Po kilku żonglerkach podałam piłkę Sarze a ta strzeliła prosto w bramkę. Spojrzałam na chłopaka który się szczerze do mnie uśmiechał a ja poczułam jak zaczynam się rumienić. Odwróciłam się w stronę dziewczyny która to tym razem próbowała żonglerki, słabo jej to wychodziło. Kątem oka zauważyłam że Matteo od nas odszedł rozmawiając z kimś przez telefon. Po chwili jednak wrócił.
- Młoda, ciocia dzwoniła że mamy wracać. Ja odwiozę naszą Piłkareczke do domu a ty wracaj. - dziewczyna ze smutna minka podeszła do mnie.
- Przemyśl to co ci powiedziałam. Trzymaj się. - przytuliła mnie i z piłką pod pachą ruszyła prawdopodobnie w kierunku domu.
- Chodź odwiozę cię. - razem z Matteo ruszyliśmy w stronę jego samochodu. - Mam nadzieje że moja siostrzyczka cię nie zamęczyła.
- Nie, ogólnie to fajna z niej dziewczyna i fajnie ma gadane jak na swój wiek. A tak w ogóle to ile ona ma lat? - chłopak bezczelnie zaczął się ze mnie śmiać.
- Jedenaście – kurde, byłam blisko. W ciszy pokonaliśmy drogę do mojego domu, wcześniej podałam jeszcze chłopakowi adres aby wiedział gdzie manie odwieźć. Kiedy tylko podjechaliśmy pod mój dom, chciałam wysiąść z samochodu jednak postanowiłam coś jeszcze zrobić.
- Dziękuje za dzisiejszy dzień. - uśmiechałam się do chłopaka i wysiadłam z samochodu. Zmęczona całym dzisiejszym dniem ruszyłam do swojego pokoju po drodze zahaczając o kuchnie aby wziąć coś do jedzenia. Resztę dnia spędziłam w łóżku i odpoczywałam.

wtorek, 18 lutego 2020

Rozdział 5


Rozmowa z nauczycielką pozostawiła w mojej głowie totalny mętlik. Jeśli dodamy do tego jeszcze brak odpowiedzi i propozycje od irytującego kolegi z klasy – Matteo Dupka Idiotę Moreno – dowiadujemy się z łatwością jaki jest wynik tego równania. Nieprzespana noc, dopiero około piątej rano udało mi się zasnąć. Mój sen trwał zaledwie półtorej godziny ponieważ zostałam obudzona przez mój budzik. Zastanawiacie się pewnie do jakiego wniosku doszłam w ciągu tej nieprzespanej nocy. Tutaj mamy problem, nic mądrego nie wymyśliłam. Jedyne co teraz wiem to że chce mi się cholernie spać. Wyglądam jak chodzący trup co nie uszło uwadze moich rodziców gdy tylko pojawiłam się w kuchni.
- Kobieto, ogarnij się – usłyszałam głos ojca gdy tylko weszłam do pomieszczenia. - Wyglądasz jak chodzące gówno. - jak ja uwielbiam swojego staruszka i te jego teksty.
- Dzięki tato, też cie kocham. - przytuliłam ojczulka i poszłam zrobić sobie płatki z mlekiem. Z gotowym posiłkiem usiadłam przy stole gdzie ze swoim śniadaniem siedzieli rodzice. - Dla waszej wiadomości, wasza córka spała tylko półtorej godziny bo miała problemy ze snem. Moglibyście się zlitować nad waszą kochaną dziecinką i pozwolić jej zostać w domu. - uśmiechnęłam się do nich mając nadzieje że się zgodzą.
- Nasza kochana dziecinka jest pilną uczennicą i nie powinna opuszczać szkoły. - tym razem odezwała się mama.
- Ale mamo! Ja tak ładnie proszę. - mam nadziej że mina szczeniaczka chociaż trochę pomoże.
- Nie masz nic do gadania. Idziesz do szkoły i nie rób takich min bo ci zostanie tak na zawsze. - wspominałam wam może kiedyś że moi kochani rodzice to tak naprawdę potwory których nienawidzę.
- Nie lubię was. - z naburmuszoną mina wróciłam do swojego śniadania.
Po zjedzonym posiłku, ojciec tak jak zwykle odwiózł mnie do szkoły. Ja naprawdę się ciesze że on pracuje w takich godzina że może mnie zawozić i przywozić ze szkoły. Przez całą drogę śmiał się ze mnie a dokładniej z mojego wyglądu. To nie moja wina że dwie osoby namieszały mi tak w głowie że aż nie mogłam zasnąć. Przed wejściem do szkoły zauważyłam moją ciekawską koleżankę z klasy. Dziewczyna gdy tylko mnie zobaczyła chciała coś powiedzieć jednak jej na to nie pozwoliłam.
- Nie odzywaj się jeśli to co chcesz powiedzieć tyczy się mojego aktualnego stanu. Ostrzegam, dzisiaj zabijam wszystkich którzy staną mi na drodze i bezczelnie zaczną mnie denerwować. - brunetka patrzyła na mnie jak na wariatkę. - Teraz możesz mówić.
- Witam moją kochaną koleżankę. Chciałam się zapytać tylko czemu wyglądasz jak chodzący trup ale skoro nie mogę. - dziewczyna powstrzymywała się przed śmiechem.
- Dajcie mi dzisiaj spokój. Zasnęłam około piątej bo nie mogła zasnąć.
- Biedactwo – dziewczyna poklepała mnie po ramieniu – Jednak chodźmy już bo zaraz mamy angielski.
- Zabijcie mnie!! - powiedziałam zrozpaczona na co moja towarzyszka zaczęła się śmiać.
- Nie, jeszcze się przydasz Sanders – razem z Zoey spojrzałam na osobę która wypowiedziała te słowa. Matteo Dupek Idiota Moreno stał naprzeciw mnie razem ze swoimi koleżkami i uśmiechał się głupkowato.
- Jakiś ty zabawny Moreno. - odezwała się Zoey.
- Przecież znasz mnie Anderson. Ja zawsze jestem zabawny. - chłopak uśmiechnął się do Zoey na co ona też się zaśmiała.
- Jesteś idiotą. - dziewczyna po tych słowach złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wejścia. Ruszyłyśmy w stronę sali gdzie mieliśmy mieć pierwszą w tym dniu lekcje. Zauważyłam że lekcje w tej szkole są nawet ciekawie prowadzone i bez bicia mogę przyznać że ta szkoła jest fajniejsza od mojej poprzedniej. Tak jakoś przyjaźniej jest tutaj niż w Lincoln High. Nawet relacje uczeń a nauczyciel są fajniejsze niż w poprzedniej szkole.
Nadszedł czas na najbardziej wyczekiwaną przerwę od zajęć gdzie wszyscy zbierali się w stołówce gdzie można bez żadnych przeszkód rozmawiać. Jak zawsze siedziałam z dziewczynami z mojej klasy i rozmawialiśmy na różne tematy. Na szczęście w żadnym z nich nie było mojej osoby chociaż wiem że każdy z mojej klasy już wie kim jestem. Jeśli nie poruszają tego tematu to nie przeszkadza mi fakt że wiedzą kim jest ich nowa koleżanka. Naszą rozmowę o wszystkim i o niczym przerwał pewien głos.
- Uwaga! - rozejrzałam się po stołówce szukając osoby która to powiedziała. Zoey szturchnęła mnie i pokazała mi na głośnik który wisiał niedaleko nas pod sufitem. Jaka ja jestem głupia.- Drodzy uczniowie z tej strony dyrektor. Mam dla was kilka informacji. - spojrzałam na dziewczyny siedzące przy stoliku, wyglądały na podekscytowane. Zastanawiałam się o co chodzi. - Informuje że w przyszłym tygodniu ruszają zapisy do grupy teatralnej. Zapisywać można się w bibliotece u Pani Sofii. Nadszedł także czas na ogłoszenie naborów do drużyn sportowych. Po więcej informacji należy się zgłaszać do nauczycieli wuefów. Dziękuję za uwagę.
Spojrzałam na Zoey oraz resztę dziewczyn które patrzyły na mnie z ciekawością. Czekały aż powiem pewną kwestie która miała ich uszczęśliwić.
- Nie denerwujcie mnie. Ostrzegam was, bo będę gryźć. - cała grupa zrobiła smutne minki i wróciła do rozmowy która przerwał im dyrektor. Jedynie Zoey patrzyła się na mnie tajemniczym wzrokiem.- Odpuść proszę.
Postanowiłam nie zwracać uwagi na dziewczynę, wyciągnęłam telefon z kieszeni. Na ekraniku zobaczyłam nieodczytaną wiadomość.
Od Matteo: Ufasz mi?
Postanowiłam mu w końcu odpisać. Ciekawość chyba mnie pokonała. Cholernie byłam ciekawa gdzie ten idiota chce mnie zabrać i co chce mi pokazać. Jednak postanowiłam że chwile potrzymam go w niepewności.
Do Matteo:
 Nawet Zoey jeszcze nie ufam a co dopiero tobie. 
Więc wiesz...
Od Matteo: 
Nadal czekam na odpowiedź. 
Wiem że zżera cię ciekawość więc co ci szkodzi.
Jak ten człowiek mnie denerwuje ale ma racje zżera mnie cholerna ciekawość. Czuje na sobie jego wzrok kiedy czytam wiadomość którą mi przysłał. Mimowolnie uśmiecham się delikatnie do telefonu. Nawet nie zdążyłam napisać odpowiedzi a ten idiota wysłał mi kolejna wiadomość.
Od Matteo: 
Widzę jak się uśmiechasz. 
Przejrzałem cię, umierasz z ciekawości. 
Widzimy się po szkole.
Do Matteo: 

Ale ja nie mogę, mam inne plany.
Od Matteo: 

Wiem że nie masz, to tylko wymówka. 
Czekam na parkingu po zajęciach. 
Tchórzysz?
Do Matteo

Ja nigdy nie stchórzyłam...oprócz tego jednego razu.
Zastanawiałam się czy wysłać mu tą wiadomość ale jak zwykle moje palce same zadecydowały. Czasami nienawidzę samej siebie.
Od Matteo
Czyli się widzimy.
Do Matteo: 
Tak, widzimy się.
Mam nadzieje że się wtedy ode mnie odpieprzysz.
Jak ja go nienawidzę. Zauważyłam że dziewczyny wstały już od stolika więc zrobiłam to samo. Oznaczało to kolejne lekcje. Ostatnie kilka lekcji które zbliżają mnie do spotkania z tym porypanym człowiekiem który chce mnie gdzieś wywieźć. Mam nadzieje że mnie nie wywiezie do lasu i mnie tam nie zgwałci. Niech on się okaże jednak normalnym człowiekiem.




#6 Mateusz

 Nie kłamałem mówiąc Lenie że od czasu do czasu wracam do chwil kiedy byliśmy dzieciakami. Smarkaczami które niczym się nie martwiły i  spęd...