Wieś, cisza i spokój. Każdemu może się wydawać że jedyne co cię może obudzić z pięknego snu to promienie słoneczne i śpiew ptaków. Przykro mi ale to nie jest cholerny film. Stukanie, pukanie i ryk silnika spowodował że spadłam z mojego wygodnego i ciepłego łóżka na podłogę. W tym samym czasie do pokoju weszła babcia, trochę się zdziwiła gdy zobaczyła mnie na podłodze.
- Lena! Co ty robisz na podłodze!? - podniosłam się z podłogi i usiadłam na łóżku. - Szykuj się, pojedziesz ze mną na targ. Dziadek miał ze mną jechać ale znowu popsuł się ten jego grat. - poinformowała mnie i chciała wyjść z pokoju, jednak chyba chciała coś jeszcze dopowiedzieć. - Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! Ruchy! - zostawiła mnie samą. Nie pozostało mi nic innego jak znaleźć w walizce jakieś ubrania i się ogarnąć. Nie mogę pozwolić babci czekać bo zaraz znowu zacznie krzyczeć. Odzwyczaiłam się od mieszkania z nimi, to będą długie wakacje. Ubrana w krótkie czarne spodenki i tego samego koloru zwiewną bluzkę na ramiączka pojawiłam się w kuchni, gdzie czekała na mnie babcia. Zauważywszy mnie odłożyła krzyżówkę i zaczęła krzyczeć.
- Nareszcie! Ile można na ciebie czekać! - ta kobieta denerwuje się jakby mieli jej wykupić wszystkie jajka. Trzeba się przyzwyczaić do charakteru Grażki ale ona jest naprawdę kochaną kobietą. - Jeśli wykupią mi wszystkie jajka od Pani Krysi to obiecuje że będziesz sprzątać cały dom przez dwa miesiące codziennie. Ruchy! Jedz i jedziemy.
Wzięłam jabłko z koszyczka który stał na stole i spojrzałam na babcie.
- Możemy jechać. - wgryzłam się w owoc i uśmiechnęłam się do niej.
- Ta dzisiejsza młodzież. - pokręciła głową w geście zrezygnowania i wyszła przed dom. Zrobiła to samo ubierając wcześnie czerwone trampki. - Zenek! - dziadek spojrzał z nad silnika. Cały był ubrudzony od smaru i ziemi. Zenon w swoim żywiole. Odkąd pamiętam dziadek uwielbia grzebać w samochodach. Czasami wydaje mi się że specjalnie coś psuje w samochodzie aby babci nie wozić. - My jedziemy na ryneczek. Mam nadzieje że naprawisz tego grata do wieczora bo masz jechać po Bożenkę.
Dziadek oburzył się na słowo grat i tyko prychnął w odpowiedzi. Babcia spojrzała na mnie i wiedziała co chce już powiedzieć.
- Jedziemy. Nie denerwuj się już tak. - powiedziałam wyrzucając ogryzek jabłka do śmietnika.
Dziesięć minut, tyle nam zajmuje dotarcie do centrum Gadki. Taaa centrum jeśli zalicza się do tego określenia mały kościołek, sklep Pana Mariana, dwie piekarenki i kawiarenkę gdzie podają najlepsze lody na świecie. Gadka to mała mieścina gdzie wszyscy się znają. Zaparkowaliśmy na parkingu przy małym targowisku. Jak na dobrą wnuczkę przystało szłam grzecznie za staruszką i przy okazji podziwiałam okolicę. Nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty tutaj. To miejsce żyje swoim życiem.
- Lena! - babcia stała przy stoisku z jajkami kilka metrów dalej. Nie zauważyłam kiedy odeszła. - Pamiętasz Panią Krysie? - spojrzałam na staruszkę w chuście na głowie i uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Dzień Dobry Skarbie. Jak ty wyrosłaś. Kiedy wróciłaś? Grażynka nic nie wspominała. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Dzień Dobry. Przyjechałam wczoraj wieczorem. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Lena idź kup warzywa. - podała mi kartkę na której znajdowała się lista zakupów. - A ja kupie jajka i jeszcze chwilę pogadam z Krysią.
- Dobrze. - zostawiłam kobiety same i ruszyłam po resztę zakupów. Próbowałam odczytać co babcia nabazgrała na kartce ale zderzenie z kimś mi przeszkodziło.
- Przepraszam, nie zauważyłam. - przede mną stała czarnowłosa wysoka dziewczyna. Wydaje mi się że skądś ją znam.
- Lena to TY?! - dziewczyna zaczęła skakać i piszczeć z radości. Po jej zachowaniu wiedziałam z kim mam przyjemność rozmawiać.
- Doma! - przytuliłam się do mojej przyjaciółki. - Zmieniłaś się, nie poznałam Cię.
- Super! Jak mogłaś nie poznać swojej najlepszej przyjaciółki?! - powiedziała gdy tylko się od siebie odsunęłyśmy. Dominika Doma Witkowska to moja przyjaciółka, kontakt nam się urwał po mojej wyprowadzce. Od czasu do czasu pisałyśmy do siebie ale nic po za tym.
- Halo! Byłaś blondynką. - uśmiechnęła się na moje słowa.
- To prawda, ale ty też się zmieniłaś. Miasto ci służy. - odwzajemniłam uśmiech. - Musimy się spotkać starą ekipą. Każdy się ucieszy. Do kiedy zostajesz?
- Na razie do końca wakacji ale jeszcze nie jestem pewna. A co do spotkania to nie jestem pewna czy się ucieszą na mój widok. - posmutniałam, co Doma od razu zauważyła.
- Pieprzysz głupoty. - powiedziała i z uśmiechem machała do kogoś za mną. Po chwili podszedł do nas wysoki, wysportowany brunet. Kacper Kapi Zygmuntowiak jeden z moich starych znajomych.
- Co tam piękne...Cholera Lena! - porwał mnie w ramiona i zaczął się kręcić. Po chwili mnie odstawił na ziemię. - Co się z tobą działo?! Zmieniłaś się, cholera. Czemu się nie odzywałaś? Brakowało nam Cię. - cieszył się jak małe dziecko które dostało lizaka. - Na jak długo zostajesz? Wszyscy się ucieszą a szczególnie nasz uroczy... - chłopak nie dokończył zdania ponieważ wściekła babcia uciszyła go.
- Miałaś zrobić zakupy a nie gawędzić! Pożegnaj się i idziemy, nie mam czasu! - ciekawe kto przed chwilą plotkował z Krysią.
- Do zobaczenia kiedyś tam. - ruszyłam w kierunku babci która olała moich znajomych i sobie poszła. Dogoniłam babcię przy stoisku Pana Roberta, który ma najlepsze owoce na świecie.
- Lena! Co ty robisz na podłodze!? - podniosłam się z podłogi i usiadłam na łóżku. - Szykuj się, pojedziesz ze mną na targ. Dziadek miał ze mną jechać ale znowu popsuł się ten jego grat. - poinformowała mnie i chciała wyjść z pokoju, jednak chyba chciała coś jeszcze dopowiedzieć. - Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! Ruchy! - zostawiła mnie samą. Nie pozostało mi nic innego jak znaleźć w walizce jakieś ubrania i się ogarnąć. Nie mogę pozwolić babci czekać bo zaraz znowu zacznie krzyczeć. Odzwyczaiłam się od mieszkania z nimi, to będą długie wakacje. Ubrana w krótkie czarne spodenki i tego samego koloru zwiewną bluzkę na ramiączka pojawiłam się w kuchni, gdzie czekała na mnie babcia. Zauważywszy mnie odłożyła krzyżówkę i zaczęła krzyczeć.
- Nareszcie! Ile można na ciebie czekać! - ta kobieta denerwuje się jakby mieli jej wykupić wszystkie jajka. Trzeba się przyzwyczaić do charakteru Grażki ale ona jest naprawdę kochaną kobietą. - Jeśli wykupią mi wszystkie jajka od Pani Krysi to obiecuje że będziesz sprzątać cały dom przez dwa miesiące codziennie. Ruchy! Jedz i jedziemy.
Wzięłam jabłko z koszyczka który stał na stole i spojrzałam na babcie.
- Możemy jechać. - wgryzłam się w owoc i uśmiechnęłam się do niej.
- Ta dzisiejsza młodzież. - pokręciła głową w geście zrezygnowania i wyszła przed dom. Zrobiła to samo ubierając wcześnie czerwone trampki. - Zenek! - dziadek spojrzał z nad silnika. Cały był ubrudzony od smaru i ziemi. Zenon w swoim żywiole. Odkąd pamiętam dziadek uwielbia grzebać w samochodach. Czasami wydaje mi się że specjalnie coś psuje w samochodzie aby babci nie wozić. - My jedziemy na ryneczek. Mam nadzieje że naprawisz tego grata do wieczora bo masz jechać po Bożenkę.
Dziadek oburzył się na słowo grat i tyko prychnął w odpowiedzi. Babcia spojrzała na mnie i wiedziała co chce już powiedzieć.
- Jedziemy. Nie denerwuj się już tak. - powiedziałam wyrzucając ogryzek jabłka do śmietnika.
Dziesięć minut, tyle nam zajmuje dotarcie do centrum Gadki. Taaa centrum jeśli zalicza się do tego określenia mały kościołek, sklep Pana Mariana, dwie piekarenki i kawiarenkę gdzie podają najlepsze lody na świecie. Gadka to mała mieścina gdzie wszyscy się znają. Zaparkowaliśmy na parkingu przy małym targowisku. Jak na dobrą wnuczkę przystało szłam grzecznie za staruszką i przy okazji podziwiałam okolicę. Nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty tutaj. To miejsce żyje swoim życiem.
- Lena! - babcia stała przy stoisku z jajkami kilka metrów dalej. Nie zauważyłam kiedy odeszła. - Pamiętasz Panią Krysie? - spojrzałam na staruszkę w chuście na głowie i uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Dzień Dobry Skarbie. Jak ty wyrosłaś. Kiedy wróciłaś? Grażynka nic nie wspominała. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Dzień Dobry. Przyjechałam wczoraj wieczorem. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Lena idź kup warzywa. - podała mi kartkę na której znajdowała się lista zakupów. - A ja kupie jajka i jeszcze chwilę pogadam z Krysią.
- Dobrze. - zostawiłam kobiety same i ruszyłam po resztę zakupów. Próbowałam odczytać co babcia nabazgrała na kartce ale zderzenie z kimś mi przeszkodziło.
- Przepraszam, nie zauważyłam. - przede mną stała czarnowłosa wysoka dziewczyna. Wydaje mi się że skądś ją znam.
- Lena to TY?! - dziewczyna zaczęła skakać i piszczeć z radości. Po jej zachowaniu wiedziałam z kim mam przyjemność rozmawiać.
- Doma! - przytuliłam się do mojej przyjaciółki. - Zmieniłaś się, nie poznałam Cię.
- Super! Jak mogłaś nie poznać swojej najlepszej przyjaciółki?! - powiedziała gdy tylko się od siebie odsunęłyśmy. Dominika Doma Witkowska to moja przyjaciółka, kontakt nam się urwał po mojej wyprowadzce. Od czasu do czasu pisałyśmy do siebie ale nic po za tym.
- Halo! Byłaś blondynką. - uśmiechnęła się na moje słowa.
- To prawda, ale ty też się zmieniłaś. Miasto ci służy. - odwzajemniłam uśmiech. - Musimy się spotkać starą ekipą. Każdy się ucieszy. Do kiedy zostajesz?
- Na razie do końca wakacji ale jeszcze nie jestem pewna. A co do spotkania to nie jestem pewna czy się ucieszą na mój widok. - posmutniałam, co Doma od razu zauważyła.
- Pieprzysz głupoty. - powiedziała i z uśmiechem machała do kogoś za mną. Po chwili podszedł do nas wysoki, wysportowany brunet. Kacper Kapi Zygmuntowiak jeden z moich starych znajomych.
- Co tam piękne...Cholera Lena! - porwał mnie w ramiona i zaczął się kręcić. Po chwili mnie odstawił na ziemię. - Co się z tobą działo?! Zmieniłaś się, cholera. Czemu się nie odzywałaś? Brakowało nam Cię. - cieszył się jak małe dziecko które dostało lizaka. - Na jak długo zostajesz? Wszyscy się ucieszą a szczególnie nasz uroczy... - chłopak nie dokończył zdania ponieważ wściekła babcia uciszyła go.
- Miałaś zrobić zakupy a nie gawędzić! Pożegnaj się i idziemy, nie mam czasu! - ciekawe kto przed chwilą plotkował z Krysią.
- Do zobaczenia kiedyś tam. - ruszyłam w kierunku babci która olała moich znajomych i sobie poszła. Dogoniłam babcię przy stoisku Pana Roberta, który ma najlepsze owoce na świecie.
Po powrocie z zakupów babcia zaciągnęła mnie do kuchni gdzie kazała sobie pomagać. Kroić warzywa, robić sałatki ogólnie przygotować ucztę na wieczór.
- Babciu, mam pytanie. - przestała kroić marchewkę i spojrzała na mnie. - Kto dzisiaj przychodzi?
-Bożenka i kilku innych znajomych. Ucieszą się gdy cię zobaczą. -powiedziała wracając do krojenia.
- Jeśli połowa naszego miasteczka to dla ciebie kilka osób to niech ci będzie. - w kuchni pojawił się dziadek.
- Mam nadzieje że rozstawiłeś już stoły na dworze. - Grażka spojrzała wściekle na dziadka.
Dziadek miał racje mówiąc że jego małżonka zaprosiła połowę Gadki. Większość osób znam, wychowywałam się jednak tutaj całe życie. Ogród zapełniał się co sekundę nowymi gośćmi. Odkładałam miskę z sałatką na stół gdy usłyszałam za sobą głos mojej przyjaciółki.
- Może ci pomóc? - spojrzałam na Dominikę która trzymała na rękach swojego synka, Alana.
- Cześć Młody. - chłopczyk bawił się pasmem włosów mamy, nie zwracając na mnie uwagi.
- To co? Pomóc ci w czymś? - spytała ponownie.
- Jedyne co muszę zrobić to iść się przebrać bo babcia wylała na mnie sok. Ta kobieta wariuje bo dziadek po kogoś pojechał i jeszcze nie wrócił. - Dominika zaśmiała się na moje słowa. - Zaraz wracam.
Będąc w pokoju wyciągnęłam z walizki czarne rurki i czerwoną bluzkę na krótki rękaw. Przebrałam się szybko i wróciłam do ogrodu. Po drodze związałam swoje blond włosy w kucyka. Wychodząc z domu zauważyłam że na posesje wjechał dziadek.
- Nareszcie! - obok mnie pojawiła się wściekła babcia. - Chodź przywitamy się z Bożenką. - pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła w stronę samochodu.
Bożena Wiśniewska, najlepsza przyjaciółka mojej babci z dzieciństwa jak i z pracy. Razem przez wiele lat uczyły w tej samej szkole. Chciałabym aby moja przyjaźń z Domą tak długo trwała. Oprócz dziadka i kobiety z samochodu wysiadła jeszcze jedna osoba. Zamarłam, brunet o czekoladowych oczach które kiedyś uwielbiałam, jak gdyby nic wysiadł z samochodu. Mateusz Wiśniewski, wnuk Bożenki mój stary przyjaciele. Powód dla którego opuściłam to miejsce nie licząc studiów. Przed moim wyjazdem byliśmy nie rozłącznie, rozumieliśmy się bez słów. W wieku szesnastu lat Mati znalazł sobie dziewczynę, byłam zazdrosna to ja chciałam być na jej miejscu. Z pomocą Dominiki uświadomiłam sobie że byłam w nim zakochana. Bolało mnie to że on nie widzi mnie w takim świetle. Dlatego też postawiłam na studia w Krakowie, mogłam studiować w Łodzi ale potrzebowałam uciec, zmienić otoczenie. Minęły dwa lata a on się nic nie zmienił.
- Lena mówi się do ciebie! - babcia szturchnęła mnie w ramię.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Nic się nie stało słonko. Zmieniłaś się i to na plus. - powiedziała uśmiechnięta kobieta.
- Dziękuję. Babciu idę poszukać Dominiki chciałyśmy sobie pogadać. - widziałam jej minę i już wiedziałam co chce powiedzieć.
- Leć, dawno się nie widziałyście. - odezwał się dziadek uśmiechając się do mnie, czułam że babcia będzie mu zaraz ględzić.
- Dzięki - szybkim krokiem odeszłam od nich, nie chciałam doprowadzić do rozmowy z Mateuszem.
Przyjaciółkę znalazłam siedzącą z Alanem i innymi dziećmi na huśtawce.
- Co jest? - zapytała podchodząc do mnie.
- Czemu nikt mi nie powiedział że on tu będzie? - na jej twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
- Nadal coś do niego czujesz?
- Nie...to już historia - zaśmiała się na moje słowa.
- Co was tak rozśmieszyło moje piękne koleżanki? - obok nas pojawił się Kacper razem z Mateuszem.
- Lena opowiadała historię z rana związaną z Grażynką i Panem Zenkiem. - odpowiedziała Dominika, uwielbiam to dziewczynę. - To małżeństwo to para idealna.
- Uwielbiam jak sobie dogryzają. - powiedział z rozbawieniem Kacper. - Jak tam w wielkim mieście? - spojrzał na mnie.
- Dobrze, dużo pracy i nauki ale daje radę. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Słyszałem od babci że będziesz na rocznych praktykach w studio fotograficznym. - odezwał się Mati, zaskoczyło mnie to.
- To prawda, od października zaczynam. - odpowiedziałam unikając jego wzroku. Super okłamuje nawet przyjaciół. Ciekawa jestem jak ja im to wszystko wytłumaczę.
- Lena, mogłabyś przynieść z kuchni jedzenie na grilla. - w tym momencie cieszyłam się że babcia przerwała tą rozmowę.
- Już się robi. - uciekłam do domu. Przy okazji zgarnęłam z pokoju aparat dzięki któremu czuje się bezpiecznie i przy okazji babcia będzie miała pamiątkę.
Ukrywam się za aparatem i przez obiektyw patrzę na świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz