sobota, 14 listopada 2020

#4 Lena



- Rozstaliśmy się miesiąc po twoim wyjeździe. Nie układało nam się. Zerwała ze mną, ale nie wracajmy już do tego. Stare dzieje. - powiedział ponuro. - Wybacz ale chcę zostać sam. - uśmiechnęłam się pocieszająco i wróciłam do przyjaciół, zostawiając go samego. Z jednej strony szkoda było mi patrzeć na jego smutną  twarz, ale z drugiej ucieszyłam się że nie jest już z Kaśką. 


 Minął tydzień od mojego przyjazdu w rodzinne strony. Nadal nie powiedziałam prawdy  swojej rodzinie. Cieszyłam się latem, spotkaniem z rodziną i nie zamartwiałam się. Wiem że będę musiała im powiedzieć o wszystkim, ale nie wiem jak. Siedziałam na altanie z laptopem i obrabiałam zdjęcia z grilla. Fotografie przedstawiające szczęśliwe, uśmiechnięte dobrze mi znane twarze. Osoby z którymi się wychowywałam i znam od dziecka. Na każdej fotografii brakuje tylko jednej osoby, mnie. Nigdy nie lubiłam stać przed obiektywem, wolałam być po drugiej stronie. Jednak widząc zdjęcie moich przyjaciół, uśmiechających się do obiektywu zapragnęłam być na tym zdjęciu razem z nimi.
- Dziewczyna z aparatem, która inaczej patrzy na świat. - wystraszyłam się słysząc głos zza moich pleców. - To się nigdy nie zmieni. - odwróciłam się do Mateusza i zastanawiałam się co on tutaj robi.
- Część. Nie słyszałam jak przyszedłeś. - uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił. Tęskniłam za tym jego radosnym uśmiechem, brakowało mi go w Krakowie. - Co ty tu robisz?
- Przywiozłem babcię na cotygodniowe ploteczki. Twój dziadek powiedział że cię tu znajdę, więc stwierdziłem że się przywitam. 
- Miło. - zaśmiałam się głośniej - Dziadek pewnie chciał cię uratować od słuchania tych jakże pikantnych historii. - chłopak usiadł na ławce obok mnie i spojrzał na laptopa.
- Widzę że ty też uciekłaś. Pracujesz nad zdjęciami z grilla? - spojrzał na mnie zaciekawiony a zarazem z niemym pytaniem czy może zobaczyć. Odwróciłam laptopa w jego stronę.
- Zrobiłam dużo zdjęć i chciałam nad nimi popracować. Może je wywołam i dam babci. Nie wiem jeszcze. - chłopak w skupieniu oglądał moje dzieło. W pewnym momencie odwrócił laptopa w moją stronę i pokazał na czarno białą fotografię przedstawiającą jego. - Nie wiedziałem że jestem taki seksowny. - wybuchnęłam śmiechem, a on udawał że się obraził. - Tęskniłem za tym uśmiechem. - czułam że robię się czerwona. - Dominice było ciężko pogodzić się z tym że wyjechałaś tak nagle, nie tylko jej. Mi też było ciężko. - na jego twarzy pojawił się smutek, a mi było głupio. - Myśleliśmy że wybierzesz studia w Łodzi, ale skoro wybrałaś Kraków to pewnie miałaś swoje powody. Cieszymy się że tobie się tam układa. Jednak to nie zmienia faktu że tęsknimy.
- Ja...okł...też za wami tęskniłam, brakuje mi was. - byłam bliska powiedzenia mu prawdy, jednak nie potrafiłam. 
- Śmieszne...wróciłaś, siedzisz na przeciwko mnie, widzę moją najlepszą przyjaciółkę ale z drugiej strony coś jest w tobie nie tak, że cię nie poznaję. Zmieniłaś się. - mam nadzieje że nie widzi w moich oczach przerażenia, to on zawsze jako pierwszy wiedział gdy coś się ze mną działo złego. Wyczuwał to  i z biegiem lat to się najwidoczniej nie zmieniło. - Uciekasz tylko nie wiem przed czym. Dowiem się i ci pomogę.
- Co? Nie uciekam, nie wiem o co ci chodzi. - strach opanowała moje ciało i kazał mi uciekać. Zamknęłam laptopa, podniosłam się z ławki i miałam zamiar wrócić do swojego pokoju, zanim wszystkie moje kłamstwa wyjdą na jaw.
- Znowu uciekasz.
Ruszyłam przed siebie, zostawiając Mateusza samego.


Leżałam na łóżku z laptopem na kolanach i oglądałam film. Uwielbiam stare filmy Disneya i mogłabym je oglądać codziennie. Niestety nie mogłam w spokoju obejrzeć Króla Lwa ponieważ moja przyjaciółka co chwilę wysyłała jakieś wiadomości.

Od DomaWariatka:
Hej Piękna! 
Jest sprawa...
Hallooo!
Grubasie! Odezwij się!
Żyjesz! 

Do DomaWariatka:
Czego? Przerwałaś mi bardzo ważną rzecz.

Od DomaWariatka:
Jeśli oglądasz Króla Lwa i mnie nie zaprosiłaś. 
To miej świadomość tego że nie żyjesz.

Zaśmiałam się do telefonu. Patrycja tak samo jak ja uwielbia filmy i bajki z naszego dzieciństwa. Nic na to nie poradzę że drzemie w nas wieczne dziecko.

Do DomaWariatka:
Co chciałaś?

Od  DomaWariatka:
Jutro pozbywam się dziecka na cały dzień.
Ja, ty i nasi pojebani przyjaciele jedziemy nad wodę.
Nie chcę słyszeć sprzeciwu, muszę się tobą nacieszyć.

Głupio mi było. Z jednej strony nie chciałam jechać wiedząc że będzie tam Mateusz, ale z drugiej chcę spędzić jak najwięcej czasu z moimi przyjaciółmi. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze moje kłamstwo. 

Do DomaWariatka:
Niech ci będzie.
Widzimy się jutro.

Coś czuję że jutrzejszy dzień będzie ciekawy. Wróciłam do oglądania filmu, resztę dnia spędziłam w pokoju przy laptopie. Jedynie zeszłam do kuchni na kolacje, bo inaczej babcia by mnie zabiła. Już mi groziła siekierą, jak powiedziałam że nie jestem głodna. Wydaje mi się, że na starość z jej głową jest coraz gorzej.

środa, 23 września 2020

#3 Mateusz

 Wszedłem do domu, zmęczony po rehabilitacji. Udałem się prosto do kuchni w celu napicia się czegoś zimnego. Wysiłek plus upały, które w tym roku były nie do zniesienia to nie najlepsze połączenie. W pomieszczeniu zastałem swoją babcię.
- Wróciłem. - spojrzała znad gazety, którą prawdopodobnie dzisiaj kupiła. Upragniony zimny napój znalazłem w lodowce. Napiłem się prosto z butelki, na co staruszka mruknęła coś pod nosem z niezadowolenia. Usiadłem przy stole i spytałem. - Co tam?
- Nic ciekawego. - powiedziała kobieta, odkładając gazetę na bok. - Dzwoniła dzisiaj Grażynka i zaprosiła nas jutro na grilla. - uśmiechnęła się do mnie.
- Ty idź, dawno się nie widziałyście. Ja jednak podziękuje. - wstałem od stołu i chciałem iść jak najprędzej do pokoju. Spodziewałem się, że zaraz Bożenka zacznie mi marudzić i przekonywać mnie. żebym z nią poszedł. Nie miałem ochoty tam iść. Już prawie byłem poza zasięgiem babci, gdy ta tak po prostu powiedziała zdanie, które mnie zamurowało.
- Ona jutro wraca do domu. - nie wiedziałem co powiedzieć oraz zrobić. Byłem w totalnym szoku. - Grażynka mi powiedziała gdy dzwoniła, uznałam że chciałbyś o tym wiedzieć.


                                                               ✬✬✬

Miałem nie jechać na grilla do Państwa Wujaków, jednak po tym co usłyszałem od babci wczoraj musiałem tutaj przyjechać. Musiałem ją zobaczyć po dwóch latach. Wysiadłem z samochodu Pana Zenka i ujrzałem ją. Nic się nie zmieniła  po za kilkoma szczegółami. Nadal miała piękne blond włosy które jednak sięgały jej teraz lekko za ramiona. Zauważyłem także kilka tatuaży które zdobiły jej ręce.
Poza tym nic się nie zmieniła.  Nie potrafiłem się odezwać, jednak babcia nie próżnowała i od razu zaczęła wypytywać o jej życie w wielkim mieście. Zauważyłem zdenerwowanie i smutek w jej szarych pięknych oczach. Coś było nie tak, coś mi tutaj nie pasowało. Lena Wujak, moja przyjaciółka to właśnie ona jest powodem dla którego pojawiłem się u jej dziadków na grillu. Uciekła, chciała porozmawiać z Dominiką naszą wspólną przyjaciółką. Wiedziałem że była to wymówka aby uniknąć rozmowy o jej życiu. Zawsze to robiła, uciekała bo nie lubiła być w centrum uwagi. W oddali wśród wielu ludzi zaproszonych zobaczyłem Kacpra, mojego najlepszego przyjaciela.
- Babciu, ja pójdę do Kacpra. - zwróciłem się do swojej babci.
- Idź, przecież nie będę cię zatrzymywać. - uśmiechnęła się do mnie.
- Brachu! Myślałem że miałeś nie przychodzić? - przybiłem żółwika z przyjacielem.
- Zmieniłem zdanie. - spojrzałem w stronę Leny która siedziała na huśtawce z Dominiką i rozmawiały.
- Chyba wiem czemu. - uśmiechnął się chytrze.
- Co? - spytałem nie wiedząc o co mu chodzi.
- Nie nic. Chodźmy do naszych koleżanek, dawno z nimi się nie widzieliśmy. - pociągnął mnie za ramie.
- To chyba nie najlepszy pomysł.
- Nie marudź tyko chodź. - gdy podeszliśmy bliżej zauważyliśmy że dziewczyny z czegoś się śmieją. - Co was tak rozśmieszyło moje piękne koleżanki?
- Lena opowiadała historię z rana związaną z Grażynką i Panem Zenkiem. - odpowiedziała Dominika, wiedziałem że nie mówi prawdy. - To małżeństwo to para idealna.
- Uwielbiam jak sobie dogryzają. - powiedział z rozbawieniem Kacper. - Jak tam w wielkim mieście? - spojrzał na Lenę.
- Dobrze, dużo pracy i nauki ale daje radę. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Słyszałem od babci że będziesz na rocznych praktykach w studio fotograficznym. - odezwałem się, nie mogłem po prostu stać i się gapić.
- To prawda, od października zaczynam. - odpowiedziała unikając mojego wzroku. Coś było nie tak, musiałem dowiedzieć się co. Naszą pogawędkę przerwała nam babcia Leny. Poprosiła aby poszła po jedzenia na grilla do kuchni.Chwile później zostałem sam z Domą i Kacprem.
- Kiedy dowiedzieliście się że przyjeżdża? - spytałem zaciekawiony.
- Nie wiedzieliśmy, wpadła na mnie dzisiaj na ryneczku i przy okazji spotkałyśmy Kacpra. - odpowiedziała Dominika. - Cieszę się że wróciła chociaż na trochę.
- Miło znów ją widzieć. - powiedział Kapi.
- Taaa...
- Jak tam twoja noga? - spytała zaciekawiona Dominika.
- Nie chce o tym gadać. - odpowiedziałem nieśmiało. - Przepraszam, muszę iść za potrzebą.
Zostawiłem przyjaciół samych i ruszyłem do toalety.
Wchodząc do domu wpadłem na Lenę którą niosła miskę z jedzeniem.
- Nie zauważyłem, przepraszam. - powiedziałem
- Nic się nie stało. - powiedziała nieśmiało uśmiechając się.
- Fajnie cie znowu widzieć. - powiedziałem szczerze. - Na jak długo zostajesz? - spytałem z ciekawości.
- Nie wra...do końca lata. - odpowiedziała nie pewnie, chyba kłamała. Co się z nią dzieje? Z wyglądu przypomina moją przyjaciółkę z przed dwóch lat. Jednak coś mi nie pasuje w jej zachowaniu. - Przepraszam, muszę zanieść to dziadkowi. - powiedziała zdenerwowana i wyminęła mnie szybko tak jakby chciała uciec.
- Uciekasz, po raz kolejny. - powiedziałem bez przemyślenia moich słów i odwróciłem
 się w jej stronę. - Tylko przed czym? 
 Dziewczyna zamarła i nie patrząc na mnie odpowiedziała.
- Przed samą sobą. - Wyszła przed dom zostawiając mnie samego z bałaganem w głowie. 

Resztę wieczoru spędziłem na rozmowach z sąsiadami, przyjaciółmi oraz na spoglądaniu co chwilę na Lenę. Ta dziewczyna coś ukrywa i muszę się dowiedzieć czego. Siedzieliśmy w altanie na tyłach domu dziadków dziewczyny. Cała nasza czwórka jak za dawnych lat, pomińmy fakt że pewna osoba unikała kontaktu wzrokowego ze mną.
- Leno ty moja kochana przyjaciółko... - zaczął Kacper, pewnie znowu chciał się dowiedzieć jakiegoś faktu na temat jej aktualnego życia. - Tak z czystej ciekawości. Czeka ktoś na ciebie w tym Krakowie? Jakiś chłopak? - poruszył sugestywnie brwiami na co dziewczyna się zaśmiała.
- A ty co zamieniasz się w moją babcie? - powiedziała roześmiana. - Nie, nikt na mnie nie czeka. - powiedziawszy to posmutniała, a mi z niewiadomego powodu zrobiło się lżej na sercu. Dominika spojrzała na mnie posyłając mi nieśmiały uśmiech. - Koniec rozmów na mój temat. Co tam u was? Jak tam wasze kariery? A może macie jakiegoś chłopaka lub dziewczyny? 
- Jestem wolnym i szczęśliwym duchem. - powiedział szczerząc się jak dziecko Kacper.
- Po prostu żadna cię nie chce. - powiedziałem się śmiejąc z niego, po chwili dołączyły do mnie dziewczyny.
- Odezwał się ten który wybrzydza w sprawach dziewczyn. Ta twoja Kasiunia zryła ci mózg. - powiedział śmiejąc się, jednak mi nie było do śmiechu.
- Odpieprz się. - wstałem z ławki i wkurzony opuściłem altanę. Chłopak wiedział jak drażni mnie temat mojej byłej ale nie mógł sobie odpuścić. Kierowałem się w stronę miejsca gdzie siedziała reszta gości gdy ktoś mnie zatrzymał.
- Czekaj... - obok mnie pojawiła się Lena - Wszystko okej? - powiedziała zmartwiona.
- Tak. Kacper jak zwykle nie umie trzymać języka za zębami. - powiedziałem trochę spokojniej.
- Nie wiedziałam, że nie jesteś już z Kaśką.  
- Rozstaliśmy się miesiąc po twoim wyjeździe. Nie układało nam się. Zerwała ze mną, ale nie wracajmy już do tego. Stare dzieje. - powiedziałem ponuro. - Wybacz ale chce zostać sam. - dziewczyna uśmiechnęła się pocieszająco i wróciła do naszych znajomych zostawiając mnie samego.
 

niedziela, 6 września 2020

#2 Lena

 Wieś, cisza i spokój. Każdemu może się wydawać że jedyne co cię może obudzić z pięknego snu to promienie słoneczne i śpiew ptaków. Przykro mi ale to nie jest cholerny film. Stukanie, pukanie i ryk silnika spowodował że spadłam z mojego wygodnego i ciepłego łóżka na podłogę. W tym samym czasie do pokoju weszła babcia, trochę się zdziwiła gdy zobaczyła mnie na podłodze.
- Lena! Co ty robisz na podłodze!? - podniosłam się z podłogi i usiadłam na łóżku. - Szykuj się, pojedziesz ze mną na targ. Dziadek miał ze mną jechać ale znowu popsuł się ten jego grat. - poinformowała mnie i chciała wyjść z pokoju, jednak chyba chciała coś jeszcze dopowiedzieć. - Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! Ruchy! - zostawiła mnie samą. Nie pozostało mi nic innego jak znaleźć w walizce jakieś ubrania i się ogarnąć. Nie mogę pozwolić babci czekać bo zaraz znowu zacznie krzyczeć. Odzwyczaiłam się od mieszkania z nimi, to będą długie wakacje. Ubrana w krótkie czarne spodenki i tego samego koloru zwiewną bluzkę na ramiączka pojawiłam się w kuchni, gdzie czekała na mnie babcia. Zauważywszy mnie odłożyła krzyżówkę i zaczęła krzyczeć.
- Nareszcie! Ile można na ciebie czekać! - ta kobieta denerwuje się jakby mieli jej wykupić wszystkie jajka. Trzeba się przyzwyczaić do charakteru Grażki ale ona jest naprawdę kochaną kobietą. - Jeśli wykupią mi wszystkie jajka od Pani Krysi to obiecuje że będziesz sprzątać cały dom przez dwa miesiące codziennie. Ruchy! Jedz i jedziemy.
Wzięłam jabłko z koszyczka który stał na stole i spojrzałam na babcie.
- Możemy jechać. - wgryzłam się w owoc i uśmiechnęłam się do niej. 
- Ta dzisiejsza młodzież. - pokręciła głową w geście zrezygnowania i wyszła przed dom. Zrobiła to samo ubierając wcześnie czerwone trampki. - Zenek! - dziadek spojrzał z nad silnika. Cały był ubrudzony od smaru i ziemi. Zenon w swoim żywiole. Odkąd  pamiętam dziadek uwielbia grzebać w samochodach. Czasami wydaje mi się że specjalnie coś psuje w samochodzie aby babci nie wozić. - My jedziemy na ryneczek. Mam nadzieje że naprawisz tego grata do wieczora bo masz jechać po Bożenkę. 
Dziadek oburzył się na słowo grat i tyko prychnął w odpowiedzi. Babcia spojrzała na mnie i wiedziała co chce już powiedzieć. 
- Jedziemy. Nie denerwuj się już tak. -  powiedziałam wyrzucając ogryzek jabłka do śmietnika.
                                                              
Dziesięć minut, tyle nam zajmuje dotarcie do centrum Gadki. Taaa centrum jeśli zalicza się do tego określenia mały kościołek, sklep Pana Mariana, dwie piekarenki i kawiarenkę gdzie podają najlepsze lody na świecie. Gadka to mała mieścina gdzie wszyscy się znają. Zaparkowaliśmy na parkingu przy małym targowisku. Jak na dobrą wnuczkę przystało szłam grzecznie za staruszką i przy okazji podziwiałam okolicę. Nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty tutaj. To miejsce żyje swoim życiem.
- Lena! - babcia stała przy stoisku z jajkami kilka metrów dalej. Nie zauważyłam kiedy odeszła. - Pamiętasz Panią Krysie?  - spojrzałam na staruszkę w chuście na głowie i uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Dzień Dobry Skarbie. Jak ty wyrosłaś. Kiedy wróciłaś? Grażynka nic nie wspominała. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Dzień Dobry. Przyjechałam wczoraj wieczorem. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Lena idź kup warzywa. - podała mi kartkę na której znajdowała się lista zakupów. - A ja kupie jajka i jeszcze chwilę pogadam z Krysią.
- Dobrze. - zostawiłam kobiety same i ruszyłam po resztę zakupów. Próbowałam odczytać co babcia nabazgrała na kartce ale zderzenie z kimś mi przeszkodziło.
-  Przepraszam, nie zauważyłam. - przede mną stała czarnowłosa wysoka dziewczyna. Wydaje mi się że skądś ją znam.
- Lena to TY?! - dziewczyna zaczęła skakać i piszczeć z radości. Po jej zachowaniu wiedziałam z kim mam przyjemność rozmawiać.
- Doma! - przytuliłam się do mojej przyjaciółki. - Zmieniłaś się, nie poznałam Cię.
- Super! Jak mogłaś nie poznać swojej najlepszej przyjaciółki?! - powiedziała gdy tylko się od siebie odsunęłyśmy. Dominika Doma Witkowska to moja przyjaciółka, kontakt nam się urwał po mojej wyprowadzce. Od czasu do czasu pisałyśmy do siebie ale nic po za tym.
- Halo! Byłaś blondynką. - uśmiechnęła się na moje słowa.
- To prawda, ale ty też się zmieniłaś. Miasto ci służy. - odwzajemniłam uśmiech. - Musimy się spotkać starą ekipą. Każdy się ucieszy. Do kiedy zostajesz?
- Na razie do końca wakacji ale jeszcze nie jestem pewna. A co do spotkania to nie jestem pewna czy się ucieszą na mój widok. - posmutniałam, co Doma od razu zauważyła.
- Pieprzysz głupoty. - powiedziała i z uśmiechem machała do kogoś za mną. Po chwili podszedł do nas wysoki, wysportowany brunet. Kacper Kapi Zygmuntowiak  jeden z moich starych znajomych.
- Co tam piękne...Cholera Lena! - porwał mnie w ramiona i zaczął się kręcić. Po chwili mnie odstawił na ziemię. - Co się z tobą działo?! Zmieniłaś się, cholera. Czemu się nie odzywałaś? Brakowało nam Cię. - cieszył się jak małe dziecko które dostało lizaka. - Na jak długo zostajesz? Wszyscy się ucieszą a szczególnie nasz uroczy... - chłopak nie dokończył zdania ponieważ wściekła babcia uciszyła go.
- Miałaś zrobić zakupy a nie gawędzić! Pożegnaj się i idziemy, nie mam czasu! - ciekawe kto przed chwilą plotkował z Krysią.
- Do zobaczenia kiedyś tam. - ruszyłam w kierunku babci która olała moich znajomych i sobie poszła. Dogoniłam babcię przy stoisku Pana Roberta, który ma najlepsze owoce na świecie.
Po powrocie z zakupów babcia zaciągnęła mnie do kuchni gdzie kazała sobie pomagać. Kroić warzywa, robić sałatki ogólnie przygotować ucztę na wieczór.
- Babciu, mam pytanie. - przestała kroić marchewkę i spojrzała na mnie. - Kto dzisiaj przychodzi? 
-Bożenka i kilku innych znajomych. Ucieszą się gdy cię zobaczą. -powiedziała wracając do krojenia.
- Jeśli połowa naszego miasteczka to dla ciebie kilka osób to niech ci będzie. - w kuchni pojawił się dziadek. 
- Mam nadzieje że rozstawiłeś już stoły na dworze. - Grażka spojrzała wściekle na dziadka.


Dziadek miał racje mówiąc że jego małżonka zaprosiła połowę Gadki. Większość osób znam, wychowywałam się jednak tutaj całe życie. Ogród zapełniał się co sekundę nowymi gośćmi. Odkładałam miskę z sałatką na stół gdy usłyszałam za sobą głos mojej przyjaciółki.
- Może ci pomóc? - spojrzałam na Dominikę która trzymała na rękach swojego synka, Alana.
- Cześć Młody. - chłopczyk bawił się pasmem włosów mamy, nie zwracając na mnie uwagi.
- To co? Pomóc ci w czymś? - spytała ponownie.
- Jedyne co muszę zrobić to iść się przebrać bo babcia wylała na mnie sok. Ta kobieta wariuje bo dziadek po kogoś pojechał i jeszcze nie wrócił. - Dominika zaśmiała się na moje słowa. - Zaraz wracam.
Będąc w pokoju wyciągnęłam z walizki czarne rurki i czerwoną bluzkę na krótki rękaw. Przebrałam się szybko i wróciłam do ogrodu. Po drodze związałam swoje blond włosy w kucyka. Wychodząc z domu zauważyłam że na posesje wjechał dziadek.
- Nareszcie! - obok mnie pojawiła się wściekła babcia. - Chodź przywitamy się z Bożenką. - pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła w stronę samochodu. 
Bożena Wiśniewska, najlepsza przyjaciółka mojej babci z dzieciństwa jak i z pracy. Razem przez wiele lat uczyły w tej samej szkole. Chciałabym aby moja przyjaźń z Domą tak długo trwała. Oprócz dziadka i kobiety z samochodu wysiadła jeszcze jedna osoba. Zamarłam, brunet o czekoladowych oczach które kiedyś uwielbiałam, jak gdyby nic wysiadł z samochodu. Mateusz Wiśniewski, wnuk Bożenki mój stary przyjaciele. Powód dla którego opuściłam to miejsce nie licząc studiów. Przed moim wyjazdem byliśmy nie rozłącznie, rozumieliśmy się bez słów. W wieku szesnastu lat Mati znalazł sobie dziewczynę, byłam zazdrosna to ja chciałam być na jej miejscu. Z pomocą Dominiki uświadomiłam sobie że byłam w nim zakochana. Bolało mnie to że on nie widzi mnie w takim świetle. Dlatego też postawiłam na studia w Krakowie, mogłam studiować w Łodzi ale potrzebowałam uciec, zmienić otoczenie. Minęły dwa lata a on się nic nie zmienił.
- Lena mówi się do ciebie! - babcia szturchnęła mnie w ramię.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Nic się nie stało słonko. Zmieniłaś się i to na plus. - powiedziała uśmiechnięta kobieta.
- Dziękuję. Babciu idę poszukać Dominiki chciałyśmy sobie pogadać. - widziałam jej minę i już wiedziałam co chce powiedzieć.
- Leć, dawno się nie widziałyście. - odezwał się dziadek uśmiechając się do mnie, czułam że babcia będzie mu zaraz ględzić.
- Dzięki - szybkim krokiem odeszłam od nich, nie chciałam doprowadzić do rozmowy z Mateuszem.
Przyjaciółkę znalazłam siedzącą z Alanem i innymi dziećmi na huśtawce.
- Co jest? - zapytała podchodząc do mnie.
- Czemu nikt mi nie powiedział że on tu będzie? - na jej twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
- Nadal coś do niego czujesz?
- Nie...to już historia - zaśmiała się na moje słowa.
- Co was tak rozśmieszyło moje piękne koleżanki? - obok nas pojawił się Kacper razem z Mateuszem.
- Lena opowiadała historię z rana związaną z Grażynką i Panem Zenkiem. - odpowiedziała Dominika, uwielbiam to dziewczynę. - To małżeństwo to para idealna.
- Uwielbiam jak sobie dogryzają. - powiedział z rozbawieniem Kacper. - Jak tam w wielkim mieście? - spojrzał na mnie.
- Dobrze, dużo pracy i nauki ale daje radę. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Słyszałem od babci że będziesz na rocznych praktykach w studio fotograficznym. - odezwał się Mati, zaskoczyło mnie to.
- To prawda, od października zaczynam. - odpowiedziałam unikając jego wzroku. Super okłamuje nawet przyjaciół. Ciekawa jestem jak ja im to wszystko wytłumaczę.
- Lena, mogłabyś przynieść z kuchni jedzenie na grilla. - w tym momencie cieszyłam się że babcia przerwała tą rozmowę.
- Już się robi. - uciekłam do domu. Przy okazji zgarnęłam z pokoju aparat dzięki któremu czuje się bezpiecznie i przy okazji babcia będzie miała pamiątkę.
Ukrywam się za aparatem i przez obiektyw patrzę na świat.
 



niedziela, 9 sierpnia 2020

#1 Lena

- Przesadzasz Babciu! - odezwałam się wkurzona do telefonu zamykając bagażnik swojego samochodu. - Jeszcze nie wyjechałam a Ty dzwonisz siódmy raz! - zaczynała mnie już denerwować ta kobieta. Niestety nie mogę nic na to poradzić że Grażyna Wujak jest strasznie przewrażliwiona na punkcie swojej jedynej wnuczki.
- Nie pyskuj! - babcia wkurzyła się. - Lenka martwimy się o ciebie z dziadkiem. - powiedziała trochę spokojnie.
- Babciu chciałabym już wyjechać i spokojnie dojechać do Gadki zanim się ściemni. Nie pomagasz mi w tym. - wsiadłam do samochodu.
- No dobrze ale zadzwoń chociaż na jakimś postoju czy coś. - powiedziała zrezygnowana Grażynka. Wygrałam tą bitwę.
- Dobrze, zadzwonię. Pa! - rozłączyłam się szybko zanim zaczęłaby znowu nawijać. Odłożyła telefon na siedzenie obok gdzie leżała też tam moja torebka. Odpaliłam samochód i ruszyłam w drogę.

Gadka to mała miejscowość pod Łodzią, mój dom, moje miejsce na ziemi. To tutaj wychowywałam się, tu miałam swoich bliskich. To właśnie w tej miejscowości jestem już od piętnastu minut i siedzę w samochodzie przed bramą która prowadzi do mojego domu. Siedzę i zastanawiam się jak powiedzieć prawdę najbliższym. Jak powiedzieć rodzinie która uważa cię za "kobietę sukcesu" że schrzaniłam swoje idealne życie. Od dwóch lat żyje w kłamstwie. Dwa lata temu wyjechałam na studia fotograficzne do Krakowa i od tego momentu zaczęłam kłamać nałogowo. Wywalili mnie ze szkoły, straciłam prace i mieszkanie a to wszystko przez osoby którym zaufałam. Dlatego też tu jestem. Dziadkom powiedziałam że wzięłam roczną dziekankę i po wakacjach zaczyna praktyki w studio fotograficznym. Ucieszyli się jak powiedziałam im że spędzę z nimi dwa miesiące wakacji. W końcu nie widzieli mnie przez dwa lata.
- Boże! - wystraszyłam się gdy ktoś zapukał mi do samochodu. Po drugiej stronie stał dziadek. - Wystraszyłeś mnie. - powiedziałam gdy wysiadałam z samochodu. Podeszłam do dziadka i go przytuliłam. - Cześć!
- Babcia przeżywa zawał bo miałaś być dwadzieścia minut temu. Kazała mi iść cię szukać. - powiedział rozbawiony.
- Babcia jak zwykle wyolbrzymia wszystko. - wyciągnęłam bagaże i spojrzałam na dziadka. - Ona myślała że przyjeżdżam do was tylko dlatego aby uświadomić was że zostaniecie pradziadkami.
- Co poradzić taka jest nasza Grażynka. Chodźmy, nie pozwólmy jej dłużej czekać. - zaśmiałam się na jego słowa. - Zobacz kogo przyprowadziłem. - powiedział staruszek gdy tylko weszliśmy do domu.
Z pomieszczenia którym była kuchnia wyłoniła się starsza kobieta po sześćdziesiątce, na jej twarzy oprócz zmarszczek które swoją drogą dodawały jej uroku był szczery uśmiech.
- Lenka, moja kochana. - przytuliła mnie - Wyrosłaś, schudłaś... Czy ty jadłaś coś w tym Krakowie? 
Ciekawe kiedy babciu, walczyłam o przetrwanie. Babcia miała racje, zmieniłam się. Wyjeżdżając z Gadki byłam lekko pulchną blondynką z włosami do pasa. Aktualnie moje włosy sięgają ramion a ciało pokrywa masa tatuaży robionych po znajomości.
- Też za Tobą tęskniłam babciu. - uśmiechnęłam się do kobiety.
- Powinnaś dostać porządny opieprz za to że nie przyjeżdżałaś w ciągu dwóch lat, ale nie potrafię się na ciebie gniewać. - kobieta popłakała się z radości.
- Lenka daj kluczyki to wprowadzę samochód na podwórko. - odezwał się dziadek o którym zapomniałam. Podałam mu kluczyki a babcia zaciągnęła mnie do kuchni gdzie czekała na mnie góra jedzenia.
- Siadaj, zajadaj i opowiadaj jak tam w wielkim świecie.
No to się zaczyna. Prawda czy kłamstwo? Nie chcę ich okłamywać ale z drugiej strony nie chcę ich informować jaką jestem katastrofą. Nie chcę ich zawieść. 
- Kraków jest piękny, na studiach ciężko ale rewelacyjnie zarazem. Dużo by tu opowiadać ale jestem zmęczona. Możemy jutro dokończyć tą historie? - spojrzałam na nią błagalnie.
- Niech Ci będzie. Jedz. - uśmiechnęła się ponuro. Grażynka to kobieta kochająca różne historie i ploteczki. Wścibska diablica.
- mam nadzieje że nie zamęczyłaś mojej wnuczki kobieto. - do kuchni wszedł dziadek oddając mi kluczyki. - Samochód na podwórku, walizka w pokoju. - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam.
- Dziękuje.
- Ja zamęczam?! Głupoty gadasz Zenon. - babcia się oburzyła. Uwielbiałam moich dziadków i te ich kłótnie o głupoty. Kocham ich bardzo, to właśnie oni zaopiekowali się mną po śmierci moich rodziców. Anna i Karol Wujak, moi rodzice którzy zginęli w wypadku samochodowym gdy miałam dziesięć lat.
Od tamtego czasu Grażka i Zenek zastępują mi rodziców.







sobota, 18 lipca 2020

Zapowiedź "Nasze miejsce"


Lena Wujak – dwudziestoletnia, blada dziewczyna. Niska, szczupła blondynka o szarych oczach. Zniszczona przez życie, zamknięta w sobie dziewczyna. Wychowywana przez dziadków po śmierci swoich rodziców. Ukrywa się za swoim aparatem i przez obiektyw obserwuje otaczający ją świat.Chce odnaleźć odrobinę szczęścia w swoim życiu.

Mateusz Wiśniewski – dwudziestodwuletni, wysoki i wysportowany chłopak. Brunet o brązowych oczach. Uwielbia sport, całe swoje serce zostawia na boisku. Niestety pewne sytuacje w jego życiu sprawiły że musi zawiesić swoją przygodę z piłką nożną.


                                                          ➤➤➤➤➤➤➤➤


- Co się z tobą stało!? - spojrzałam na chłopaka zdziwiona - Nie przypominasz tej starej, dobrze mi znanej Leny. 

- Mogłabym powiedzieć to samo o Tobie! Gdzie się podział ten szczęśliwy chłopka z sąsiedztwa!? - nie wytrzymałam i też zaczęłam na niego krzyczeć. - Chłopak który całe dnie spędzał na boisku, który cieszył się życiem! Chłopak który miał wielkie plany, marzenia!

- Nie masz prawa tego mówić! Nie było Cię przez dwa lata, nie wiesz nawet co się tutaj działo! - wściekłość była wymalowana na jego twarzy, przyznaję że wyglądał seksownie. - Ja przynajmniej się nie ukrywam za pieprzoną maską! Nie okłamuje najbliższych! Nie mam pieprzonych tajemnic! 

- Pierdol się! - odwróciłam się plecami do bruneta i po prostu odeszłam. 





























sobota, 6 czerwca 2020

Od Karo #2 - Co dalej?

Witajcie! Z tej strony Karo, autorka tego bloga. Jak wiecie zakończyłam prace nad "Piłkareczka". Chciałam podziękować z całego mojego serduszka wszystkim którzy czytali lub nadal czytają tą historię. Wiele dla mnie znaczy to że w ogóle ktoś to przeczyta. Wiem że ta historia nie jest najlepsza i ma wiele błędów, ale jestem cholernie dumna z tego co napisałam. Całą historię pisałam ponad rok czasu, było ciężko, ale i też śmiesznie jak to pisałam. Teraz najważniejsze pytanie...
Co dalej?
Nie będę pisać drugiej części, nie chcę jej pisać. Czuję że to jest ten etap kiedy chcę napisać coś innego. Nie wiem jeszcze co to będzie, jaki to będzie gatunek. Jedynie mogę wam zdradzić że mam napisany już początek. Jakiś pomysł w mojej głowie się zrodził. Ale nie będę nic zdradzać. Przyjdzie czas to się wszystkiego dowiecie. Wiem że chcę wrzucać tu więcej historii typu Dramione które opublikowałam jakiś czas temu. Podoba mi się tak lekka forma krótkich opowiadań. Może kiedyś w ten sposób napiszę coś z "Piłkareczka". Zobaczymy.
Na ten moment wiem że chcę więcej pisać, rozwijać się. 

Ważna informacja!
Na razie nic się nie pojawi ponieważ mam dużo nauki, czekają mnie egzaminy i mam zapierdziel w pracy. Postaram się wrzucić coś jak najszybciej ale też nie chcę na odwal się czegoś pisać. Nie miało by to sensu.

Dziękuje raz jeszcze za wszystko.
Karo.

sobota, 30 maja 2020

Rozdział 21 - Koniec

Gdyby ktoś mi powiedział że po tym wszystkim co się stało wrócę jeszcze do swojej pasji. Odnajdę nowych przyjaciół, będę szczęśliwa to bym go wyśmiała. Załamałam się po wypadku, odrzuciła mnie drużyna i "przyjaciele". Straciłam nadzieje, poddałam się. Nie sądziłam że zmiana szkoły zmieni moje życie diametralnie. Nie wierzyłam w to że jeszcze kiedykolwiek stanę na boisku. Wszystko się zmieniło, poznałam osoby które zaczęły we mnie wierzyć. Było ciężko, ale dałam radę z ich pomocą. Poznałam ludzi dzięki którym wróciłam do gry. Chciałam udowodnić sobie i innym że jeszcze dam radę. Pokazać że nie wolno się poddawać. Udało nam się, wygrałyśmy turniej i pokazałyśmy wszystkim co potrafimy.
Jestem cholernie wdzięczna moim rodzicom, że byli przymnie i wierzyli w mój powrót do "normalności". Byli przy mnie kiedy ich naprawdę potrzebowałam. Dziękuje chłopakom z mojej klasy, moim przyjaciołom że bezczelnie wepchnęli mnie na sale gimnastyczną ( nadal mam ochotę was za to zabić ), nie pozwolili mi zrezygnować w ostatniej chwili. Dziękuje moim wariatkom za to że były przy mnie. Podziękowania należą się też mojej trenerce która motywowała mnie i zawsze mogłam liczyć na szczerą rozmowę.
Dziękuje też Tobie, wszyscy twierdzili że tylko Ty umiesz do mnie trafić, uspokoić. Było różnie między nami ale zawsze wiedziałam, czułam że mogę ci zaufać. Poprawiałeś mi humor, irytowałeś. Dzięki tobie znowu poczułam że żyję. Dziękuje.
Kocham was wszystkich, wiele dla mnie znaczycie. Dziękuje wam.

A wy moi kochani czytelnicy pamiętajcie aby nigdy się nie poddawać. To nie jest koniec mojej historii, nadal będę walczyć o swoje. Nie schodzę jeszcze z boiska, gra toczy się dalej.

Nie poddawaj się, nie daj im tej satysfakcji, bo jeśli się poddasz, to przegrasz, a przegrani nic nie dostają. Mają mniej niż nic i marzą o tym, żeby dostać drugą szansę. Walcz, póki nadal masz tą pierwszą

Zamknęłam laptopa, wcześniej publikując post na blogu. Zrobiło mi się lżej na sercu, jestem szczęśliwa. Do pokoju weszła mama i uśmiechnęła się do mnie.

- Przyjechali Skarbie. - wstałam z łóżka, wzięłam torebkę i skierowałam się przed dom. Na podjeździe stały dwa samochody a obok nich stali moi przyjaciele, moja mała rodzinka. Jestem szczęśliwa że ich mam. Uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam w kierunku Matteo, który od razu mnie przytulił.

- Gołąbeczki jedziemy bo się zaraz spóźnimy! - poganiał nas Adam, wsiedliśmy do samochodów i odjechaliśmy. Szczęśliwa i spełniona te dwa słowa teraz mnie opisują. Wierzę w to że to uczucie będzie trwać jak najdłużej.


niedziela, 17 maja 2020

Rozdział 20

Jestem dumna z tego rozdziału. Miał on wyglądać inaczej ale w ostatniej chwili zmieniłam zadanie ( wcale nie wywaliłam przez przypadek kartki gdzie miałam napisany cały ten rozdział ) i podoba mi się bardziej od poprzedniej wersji.
~ Karo


Wygrałyśmy, naprawdę wygrałyśmy. Nie wierzę w to co się właśnie stało. 


Miałyśmy trzydzieści minut na ogarnięcie się bo później miało odbyć się wręczenie nagród i ogólne zakończenie turnieju. Cała uroczystość działa się na sali gimnastycznej. Razem z Zoey znalazłyśmy swoich przyjaciół stojących z naszą trenerką jak i resztą drużyny. Puchar dostałyśmy od razu po meczu bo, "sesje zdjęciową" trzeba było zrobić.Drogę do moich przyjaciół zablokowała mi moja ulubiona koleżanka Carla. Czujecie ten sarkazm?
- Przyszłaś pogratulować nam wygranej? - powiedziałam, Zoey próbowała się nie zaśmiać.
- Chciałabyś Sanders! - wściekłość miała wypisaną na twarzy. - Pożałujesz Sanders! Pożałujesz tego co nam zrobiłaś! -jej wzrok zaczynał mnie przerażać.
- Grozisz mi? - spojrzałam niepewnie na Zoey.
- Ostrzegam. - zostawiła nas same, poszłyśmy w stronę naszych znajomych. Matteo patrzyła się na mnie z zaciekawieniem.
- Czego chciała? - spytał się.
- Pogratulować wygranej. - próbowałam być poważna ale na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech.
- Chciałbym oficjalnie zakończyć tegoroczny turniej. - zwróciliśmy uwagę na stojącego na środku mężczyznę. - Dziękuje wszystkim drużyną, organizatorom oraz kibicom, bez was nie byłoby tego turnieju. Teraz przyszedł czas aby wręczyć pozostałe nagrody poszczególnym zawodnikom. Nagroda dla strzelca tego turnieju wędruje do Carli Feren z drużyny Lincoln High. Gratulacje. - patrzyłam jak Carla odbiera swoją nagrodę, zrobiło mi się słabo. - Kolejna nagroda idzie do Olivii Ramirez z drużyny Czerwonych Panter za najlepszą obronę swojej bramki. - skakałam z radości zresztą jak reszta dziewczyn. Zadowolona Olivia odebrała swoją nagrodę, zasłużyła. Jestem cholernie dumna. - Nagroda dla najlepszej zawodniczki turnieju wędruje do Martiny Sanders. -Myślałam że się przesłyszałam, stałam nieruchoma jak słup i nie wiedziałam co się dzieje.
- Leć - Matteo powiedział cicho i popchnął mnie do przodu. Poszłam na środek.
- Martina pokazała że piłka nożna to nie tylko sport i durne bieganie za piłką. Swoją postawą pokazała że trzeba walczyć o swoje pomimo wielu trudność.- podeszłam do starszego mężczyzny który wręczył mi statuetkę. - Gratuluje Martina. - uśmiechnęłam  się do niego.

Po zakończeniu wręczania nagród szkoła goszcząca inne drużyny organizuje "małe przyjęcie", poczęstunek, tańce itp. Nie przepadam za takimi rzeczami dlatego też gdy tylko Zoey i Amanda zniknęły mi z oczu stwierdziłam że muszę iść się przewietrzyć. Szłam korytarzami swojej starej szkoły i wspominałam te najlepsze chwile spędzone tutaj. Z jednej strony nienawidzę tej szkoły a z drugiej miło mi się robi na niektóre wspomnienia i chwile. Znalazłam się na boisku gdzie jeszcze dwie godziny temu rozegrałam swój najważniejszy mecz życia.
- Znalazłem cię Piłkareczko. - Matteo przytulił mnie od tyłu. - Co tu robisz? Czemu nie świętujesz z innymi? - odsunęłam się od chłopaka i obróciłam się w jego stronę.
- To nie moje klimaty. - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało. - Wole być tutaj. A ty czemu nie jesteś z resztą? - bałam się usłyszeć odpowiedz chłopaka.
- Poradzą sobie beze mnie. Po drugie szukałem pewnej osoby. - uśmiechnął się do mnie.
- Kogo?
- Pewnej zwariowanej dziewczyny, która została uznana za najlepszą zawodniczkę turnieju. - rozśmieszył mnie.
- Nie znam jej. Musi być naprawdę dobra skoro mówią tak o niej. - ciągnęłam tą grę dalej, jestem ciekawa co z niej wyniknie.
- Jest najlepsza, udowodniła to na boisku pokazując swoje czary z piłką. Każdy się nią zachwycał. - mrugnął do mnie.
- A ty też uważasz że jest rewelacyjna na boisku? - na moje pytanie przysunął się jeszcze bliżej do mnie, a ja starałam się nie patrzeć mu w oczy. Nasze buty stałe się ciekawsze.
- Tak, uważam że jest zaskakująca, rewelacyjna i najlepsza. - spojrzałam mu prosto w oczy. - Nie tylko pod względem umiejętności które pokazuje na boisku. Jest wyjątkowa pod wieloma względami. Potrafi walczyć o swoje nawet gdy nikt w nią nie wierzy. Udowadnia z każdym krokiem że jest silną kobietą i pokazuje na co ją stać. Zależy jej na rodzinie, przyjaciołach, drużynie. Jest wariatką ale ma też swoje słabsze dni z których stara się szybko podnieść. Jest piękna z zewnątrz ale jeszcze piękniejsza jest wewnątrz. Uwielbiam jej charakter, mądra, silna i piękna. Jedynym minusem jest to że jest ślepa, chociaż nie przeszkadza jej to w grze, dziwne. - spojrzałam na niego zdezorientowana. - Jest cholernie ślepa skoro nie zauważyła że mi się podoba. Szaleje za nią i ciągle się zastanawiam się co u niej. Czy nie zrobi jakieś głupoty? - zaczął się bawić moim kosmykiem włosów - Zakochałem się w tobie Piłkareczko. Przepadłem w twoich oczach, pięknych oczach. - nachylił się nade mną i złączył delikatnie nasze usta. Oddałam mu pocałunek. W tej jednej chwili nic się nie liczyło oprócz nas. Kiedy tylko zabrakło nam powietrza odsunęliśmy się od siebie. Przytuliłam się do niego. czułam się bezpiecznie w jego objęciach.
- Matteo...ja...też się w tobie zakochuje z dnia na dzień coraz bardziej. Przez długi czas bałam się do tego przyznać przed samą sobą a co dopiero tobie. Bałam się, bo kto normalnych chciałby być z kimś takim jak ja. Dzięki Adamowi i Zoey uświadomiłam sobie że nie mogę dłużej ukrywać tego co w sobie trzymam. - uśmiechnęłam się do niego a ten pocałował mnie w czoło.
- Wracajmy do tamtych wariatów. - szliśmy w kierunku sali gimnastycznej trzymając się za rękę. 
Znaleźliśmy naszych przyjaciół stojących przy stołach z napojami. Śmiali się z czegoś, Zoey nas zauważyła.
- Co tu się dzieje? - spojrzała na nasze splecione dłonie.
- Jesteście razem? - odezwał się Adam z głupim uśmieszkiem.
- Jesteśmy? - spojrzałam zaciekawiona na Moreno.
- Chciałabyś? - zapytał cwaniacko się uśmiechając. Wszyscy patrzyli na nas z zaciekawieniem.
- Chciałabym. -  uśmiechnęłam się do niego a on mnie po prostu przytulił.
- Nareszcie! Mega się cieszę. - Zoey wyrwała mnie z objęć mojego chłopaka i przytuliła mnie. -  Wypłacać się! - wystawiła dłoń w stronę Adama i Amandy. Oboje podali jej banknoty z przygaszoną miną. Czemu wszyscy się zakładają o moje decyzje!?
- Serio!? - patrzyłam na nich jak na idiotów.
- Nigdy się już z tobą nie założę Diablico. - powiedział Adam śmiejąc się. 
Na imprezie zostaliśmy jeszcze z godzinę a później każdy wrócił do swoich domów. 

- Jak tam po meczu? - spytał się tata kiedy tylko weszłam do kuchni. Siedział z mamą przy stole i rozmawiali.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się do nich - Stoi przed wami najlepsza zawodniczka turnieju. - rodzice przytulili mnie i pogratulowali mi wygranej. Mama wyszła z kuchni mówiąc że idzie się położyć bo boli ją głowa. Została sam na sam z ojcem.
- To co teraz? - spojrzałam na niego zaciekawiona bo nie wiedziałam o co mu chodzi - Wygrałyście, zawalczyłaś o swoje. Co teraz? - uśmiechnął się do mnie.
- Gram, walczę i biegnę przed siebie. Nie poddaje się. - Zostawiłam ojca samego i ruszyłam do swojego pokoju.
Zmęczona ale szczęśliwa padłam na łóżko, wcześniej się kąpiąc i zasnęłam. 
Dzisiejszy dzień będę pamiętać do końca życia.
 Wygrałam, nie poddałam się.




niedziela, 26 kwietnia 2020

Rozdział 19

Srebrzyste Jastrzębice wygrały mecz i zyskały trzecie miejcie w zawodach. Każdy z mojej paczki przyjaciół cieszył się z tej wygranej. Gdybyście widzieli radość Matteo w ten piękny czwartkowy dzień, jego była dziewczyna przegrała ten mecz. Ja też się bardzo cieszyłam że to tak się potoczyło.

Przyszła sobota, od samego rana chodziłam zestresowana. Trenerka pozwoliła nam samemu dojechać na miejsce. Rano podjechała po mnie Zoey z Amandą, z dziewczynami prawie nie gadałam. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Do meczu zostało piętnaście minut, siedzieliśmy w szatni gdzie trenerka próbowała nas zmotywować. Nie słuchałam jej, czułam się źle. Bałam się.
- Zaraz wracam, muszę się przewietrzyć - poinformowałam trenerkę i Zoey. Ledwo wyszłam z szatni i zostałam zatrzymana przez czyjś głos.
- Historia się powtórzy Sanders? Znowu będziesz jadła ziemię doprowadzając drużynę do przegranej? - odwróciłam się w stronę dobrze znanej mi osoby. Przede mną stała Carla. - Ciekawie było z tobą grać przez te wszystkie lata ale fajniej będzie cię pokonać. - zrobiło mi się słabo.
- Odpuść. - chciałam ją wyminąć i wrócić do szatni ale mi nie pozwoliła.
- Zobaczymy się na boisku kaleko. - wrońcu mnie przepuściła. Nie potrzebnie opuszczałam szatnie. Próbowałam się nie przejmować ale nie potrafię. Nie wyjdę na boisko! Nie zagram! Nie ma szans!
- Nie dam rady - powiedziałam wchodząc do szatni. Panika ogarniała mój umysł, zaczęłam się trząść.- Nie zagram - chodziłam w kółko po szatni lecz Zoey mnie zatrzymała.
- Spójrz na mnie! - spojrzałam jej prosto w oczy - Dasz radę, wierzymy w ciebie. - nic nie dały jej słowa, wyrwałam się z jej uścisku i usiadłam na ławce.
- Nie chcę powtórki. Nie dam rady-  wspomnienia wróciły, po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Sanders zapomnij o przeszłości - trenerka ukucnęła obok mnie.
- Boję się.
- W takim stanie to ona nie zagra nawet pięciu minut. - kątem oka zobaczyłam Zoey rozmawiającą z nauczycielką. - Mam pomysł. - dziewczyna wybiegła z szatni a ja nadal panikowałam. Nie wiem co się ze mną działo w tamtej chwili. Chodzę, siadam, wstaje, chodzę i tak w kółko. W mojej głowie te same myśli. Nie potrafię nad tym zapanować. Czuję jak ktoś mnie łapie za rękę i wyprowadza z szatni. Zostaje przyciśnięta do ściany ale  mam to gdzieś. Przed sobą widzę Matteo który pyta się mnie co odpierdalam ale mu nie odpowiadam, chcę się wyrwać i uciec. Nie pozwala mi.
W pewnym momencie chłopak robi coś czego nigdy po nim się nie spodziewałam. Coś dzięki czemu mój umysł przestał toczyć ze mną wojnę. Poczułam jego usta na swoich. Matteo Idiota Moreno pocałował mnie. Oddałam mu pocałunek, po chwili odsunął się ode mnie.
- Lepiej? - patrzył mi prosto w oczy. Z jednej strony cholernie mi się to podobało a z drugiej chętnie przywaliłabym mu w twarz. Co też zresztą uczyniłam. - AŁA! - chłopak po raz kolejny mnie pocałował jednak tym razem krócej - Zapomnij. Wejdź na boisko i zapomnij o wszystkim. Liczysz się tylko ty i piłka. Nic po za tym się nie liczy. - wtuliłam się w chłopaka a ten dalej do mnie mówił - Za pięć minut zaczyna się najważniejsza chwila w twoim życiu. Wyjdź na boisko nie myśląc o zwycięstwie czy przeszłości. Po prostu graj. Zrób to co potrafisz najlepiej. - odsunął się ode mnie - Idź im pokaż ty mój uroczy buraczku. - na te słowa po raz kolejny go uderzyłam.
Wróciłam do szatni w normalnym stanie, prawie bo teraz myślałam co się własnie odpierdzieliło na korytarzu.
- Dasz rade zagrać? - zapytała się mnie Trenerka.
- Będę grać. - uśmiechnęłam się do kobiety co odwzajemniła.
- Jakby co to mów lub cokolwiek. Będziemy wtedy myśleć. Za dwie minuty zaczynamy, idziemy. - nauczycielka wyszła z szatni a my razem z nią.
Obok mnie szła Zoey która głupkowato się uśmiechała w moją stronę.
- Widziałam wszystko - no to mam prze rypane -Jak całuje Matteo?
- Zamknij się Zoey. - przyśpieszyłam kroku.
- Nie odczepię się od ciebie, dziecinko ty moja.
Zabije Moreno jak tylko go spotkam. Na boisku czekały nasze przeciwniczki. Czasz zmierzyć się z przeszłością.

Pierwsza połowa zakończyła się remisem, mecz od samego początku to ostra i zacięta walka. Po przerwie zmęczone wróciłyśmy na boisko. Wchodząc na boisko obiecałam sobie że jeśli przegramy to raz na zawsze kończę z piłką nożną.  Po dwudziestu minutach drugiej połowy udało nam się przejąć piłkę. Podałam ją do Olivii która nie nacieszyła się nią długo i oddała ją Zoey która przekazała ją mnie. Miałam już strzelać ale Carla odebrała mi ją przy okazji faulując mnie. Leżałam na murawie, w moich oczach pojawiły się łzy. Podbiegła do mnie Zoey.
- Dasz rade wstać? - była przerażona. Wstałam o własnych siłach, kolano mnie trochę bolało ale nie było najgorzej. Sędzia zdecydował że będzie karny.
- Ty strzelaj. - powiedziałam do Alex.
- Nie, to woja walka i twój mecz. -  powiedziała dziewczyna odchodząc. Podeszłam do piłki, strzelam i gol. Dwa do jednego. Cały mecz zakończył się remisem dwa do dwóch bo później Carla strzeliła nam bramkę. O wyniku miały zdecydować karne. Trenerka wybrała pięć dziewczyn w tym mnie i Zoey, które będą strzelać. Strzelam jako ostatnia.
Było cztery do czterech bo jedna zawodniczka z przeciwniczek nie trafiła. Moja kolej, wygramy czy nie, to zależy ode mnie. Liczą że doprowadzę ich do zwycięstwa. Czemu ja? Kopnęłam tą cholerną piłkę w stronę bramki ale zamknęłam oczy jak piłka szybowała w powietrzu.
- Wygrałyśmy! - zostałam przygnieciona do ziemi przez Zoey która krzyczała ze szczęścia.
Udało się!
Kurwa wygrałyśmy!

czwartek, 23 kwietnia 2020

Rozdział 18

Zgadnijcie kto zagra w finale. Tak cholerne Lincoln High wygrało z Tygrysami cztery do dwóch.
Wszyscy się cieszą i skaczą z radości, czujecie ten sarkazm. Organizatorzy stwierdzili że finał będzie rozgrywany w sobotę aby przyszło jak najwięcej osób. W czwartek jest mecz o trzecie miejsce między Złocistymi Gwiazdami a Srebrzystymi Jastrzębicami. Aktualnie mamy środę i siedzę na stołówce. Do naszego stolika dotarłam jako ostatnia i usiadłam obok Nico bo to było jedyne miejsce. Mój przeklęty kuzyn zajął mi miejsce obok Zoey. Między nimi chyba zaczyna się coś dziać, muszę ich kiedyś wypytać o to.
- Co tam Sanders? - odezwał się Matteo siadając obok mnie, dopiero teraz zauważyłam że go nie było tu wcześniej. - Jakaś taka cicha dzisiaj jesteś.
- Tak jakoś, chyba się nie wyspałam. - uśmiechnęłam się do niego ponuro. - A u ciebie jak tam?
- Spoczko - odpowiedział uśmiechając się.
Zauważyłam że Adam i Zoey przyglądają nam się dziwnie. Dobrała się dwójka wariatów, powinni dać sobie już spokój.
- Co wy dzisiaj tak cicho siedzicie? - odezwała się Adam - Kryzys w związku gołąbeczki? - myślałam że go zabije normalnie przy wszystkich a Moreno prawie się opluł.
- Weź się zamknij! - powiedziałam wściekle do mojego braciszka. Spojrzałam na Matteo, był wściekły ale i smutny. Dziwne...
- Nawet na żartach się nie znacie. Pff - udawał obrażonego.
- Straciłem apetyt. - Matteo wstał od stołu i ruszył w kierunku wyjścia, zostawiając nas samych.
- I co żeś zrobił? - wstałam od stolika i spojrzałam na Zoey. - Idę do toalety. Idziesz ze mną?
- Nie - dziewczyna odpowiedziała patrząc na mnie z zaciekawieniem.
- Nie to nie. - skierowałam się do wyjścia.
Idąc korytarzem byłam zamyślona i nie zwracałam uwagi na to co znajduje się przede mną. Wpadłam na trenerkę.
- Przepraszam, nie zauważyłam. - kobieta uśmiechnęłam się.
- Nic się nie stało Martina. Jeśli szukasz Matteo to jest na boisku i znęca się nad piłką. Jesteście podobni do siebie pod tym względem. - chciałam już zaprotestować ale kobieta zostawiła mnie samą.
Miałam jeszcze ponad dwadzieścia minut przerwy więc stwierdziłam że pójdę do chłopaka.
Trenerka miała racje znęcał się nad piłką. Nie widział mnie więc wpadłam na pewien pomysł, głupi pomysł.
- Ostatnie sekundy meczu! Przy piłce Moreno, przygotowuje się do strzału. Strzela i Gol! - chłopak kopnął piłkę prosto w bramkę i spojrzał w moją stronę. -Wszyscy się radują! Moreno doprowadza swoją drużynę do zwycięstwa! - zaczęłam biegać wokół niego jak głupia a on zaczął się śmiać - Z czego się śmiejesz Moreno? - zatrzymałam się na przeciwko niego i udawałam poważną. Ten natomiast usiadł na murawie ciągnąc mnie w dół, wylądowałam na jego nogach.
- Jesteś pojebana Sanders. - uśmiechnął się do mnie.
- Okey, nie dość że się ze mnie śmieje to jeszcze mnie obraża- wybuchłam śmiechem pomimo moich starań, Matteo też zaczął się śmiać.
- Dziękuje Martina, poprawiłaś mi humor. - powiedział gdy tylko skończyliśmy się śmiać.
- Do usług - uśmiechnęłam się do niego. Chłopak patrzył się na mnie jakoś tak dziwnie, a ja czułam że zaczynam się rumienić. - Przestań się na mnie gapić Moreno. - zakryłam swoją twarz dłońmi.
- Słodko wyglądasz jak się rumienisz. - powiedział śmiejąc się. Wstałam z jego nóg i wściekła ruszyłam w stronę szkoły. -Sanders nie obrażaj się?! Sanders ty mój buraczku poczekaj! - śmiał się bezczelnie. - Sanders kochanie ty moje, czekaj. - pokazałam mu środkowy palec nie odwracając się do niego.
- Zamknij się Moreno. - powiedziałam i wróciliśmy do szkoły. Oczywiście cały czas się ze mnie śmiał.


- Koniec treningu! - padłam na ziemię usłyszawszy głos trenerki - Za nim uciekniecie chciałabym przekazać kilka informacji. Podejdźcie bliżej. -razem z dziewczynami podeszłyśmy do trenerki - Z przykrością muszę was poinformować że Sara nie zagra z nami podczas finału. Jej kontuzja okazała się być bardziej poważna niż myśleliśmy. - smutno mi się zrobiło i raczej nie tylko mi - Opaskę kapitana na ten mecz przejmie Martina. Podjęłam tą decyzje razem z Sarą - byłam w szoku gdy usłyszałam to co powiedziała trenerka. - Sanders poprowadź tą drużynę do wygranej. - powiedziała nauczycielka dając mi opaskę kapitana. Wszyscy zaczęli skakać z radości i mi gratulować a ja stałam jak słup soli. - Możecie już iść.
Kiedy reszta drużyny ruszyła w kierunku szatni ja podeszłam do trenerki.
- Przepraszam - spojrzała na mnie z nad telefonu który zaraz schowała do kieszeni swoich dresów. - Czemu akurat ja? - razem z kobietą usiadłyśmy na ławce.
- Ustaliłam to z Sarą, po drugie wiem że sobie poradzisz i mam nadzieje że doprowadzisz Czerwone Pantery do wygranej. - uśmiechnęła się do mnie.
- Nie jestem pewna czy da radę, boję się tego meczu. - odparłam smutno na co trenerka westchnęła.
- Od pierwszego naszego spotkania, od tej cholernej łączonej lekcji wiedziałam że chcę cię w drużynie pomimo iż nie wiedziałam jak wygląda sprawa z twoją kontuzją, kondycją po zeszłorocznych zawodach. Ucieszyłam się kiedy pojawiłaś się na eliminacjach, nawet jeśli Matteo musiał użyć siły aby cię do tego zmusić. - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. -Jestem mu wdzięczna że cię tutaj wepchnął. Spotkałam i trenowałam wiele dziewczyn ale nigdy takiej jak ty.
Ty nie grasz tak jak one. Ty się bawisz piłką, żyjesz z nią tak jakby łączyła was jakaś magiczna więź. Wiem gadam może głupoty. Jest jeszcze jeden powód dla którego cię wybrała. Podejrzewałam że jeśli dostaniemy się do finału to zagramy z twoją starą szkołą. Możesz im teraz udowodnić Sanders i sobie samej że jesteś wiele warta i że kontuzja cię nie pokonała - kobieta wstała i chciała mnie zostawić już samą. - Pokaż im wszystkim co potrafi Martina Sanders.





poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Rozdział 17

Budząc się w niedziele rano nie spodziewałam się zastać w kuchni mojej cioci i Adama pijących kawę z moimi staruszkami.
- Cześć - przytuliłam ciocie.
- Witaj Skarbie - kobieta uśmiechnęła się do mnie. Wzięłam jabłko i pociągnęłam ze sobą Adama do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko jedząc jabłko a mój kuzyn usiadł obok mnie.
- Muszę ci coś pokazać. - wyciągnął telefon z kieszeni i po chwili pokazał mi to samo zdjęcie co wczoraj przysłała mi Zoey. - Uroczo razem wyglądacie. - poruszył sugestywnie brwiami, szczerząc się jak małe dziecko.
- Kto jeszcze ma to zdjęcie? - powiedziałam wyrzucając jabłko do kosza na śmieci. - Wczoraj od Zoey dostałam takie samo. - zaczynał mnie już wkurzać ten jego uśmieszek. Rzuciłam poduszką w chłopaka. - Nie szczerz się tak, bo ci zostanie do końca życia.
- Ej! Nie wiedziałem że ta Diablica też ci to wyśle. - odrzucił poduszkę w moją stronę.
- O co wam wszystkim chodzi!? Ja i Moreno? Serio!? - spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Pasujecie do siebie, wszyscy to widzą oprócz was. - z wrażenia musiałam podnieść się do pozycji siedzącej.
- Żartujesz sobie ze mnie? Matteo  to mój dobry kolega który...- nie dane mi było dokończyć.
- Który patrzy na ciebie maślanymi oczami, zawsze przy tobie jest jak coś się dzieje i jakimś cudem dopuszczasz go do siebie. W piątek nawrzeszczałaś na Zoey bo chciała z tobą porozmawiać a chwila spędzona z Matteo i już się uspokoiłaś, Jemu zależy na tobie, a tobie na nim. Jesteście pojebani że tego nie widzicie. - usiadł na łóżku tak aby patrzeć mi prosto w oczy.
- Tak zależy mi na nim ale nie tak jak sądzicie. Ty i Zoey wierzycie w coś co nigdy się nie stanie. - wstałam z łóżka i wyszłam na balkon. Gorąco mi się zrobiło.
- Odpowiedz sobie na jedno pytanie, szczerze. - powiedziała Adam wchodząc na balkon - Jakby Matteo tu był zamiast mnie i poprosił by cię o to abyście byli parą to zgodziłabyś się? - zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Zastanawia mnie jedno. - patrzy na mnie z zaciekawieniem - Jak Matteo czy ktokolwiek inny chciałby być w związku z taką osobą jak ja? - na moje pytanie chłopak nic nie odpowiedział tylko mnie przytulił.
- Przestań gadać głupoty. - wyszeptał mi do ucha - Jesteś najlepszą osobą jaką znam. Żałuje że mnie nie było kiedy mnie potrzebowałaś. - popłakałam się.
Postanowiłam pójść do łazienki i ogarnąć swoją twarz. Wróciwszy do pokoju zastałam Adama grzebiącego w moim laptopie.
- Co robisz?
- Szukam jakiegoś filmu. - odpowiedziała mi. Po chwili znaleźliśmy dwa ciekawe filmy. Pięć godzin z życia wyjęte.

- Kiedy teraz gracie? - spytał się kiedy skończyliśmy nasz mini maraton i leżeliśmy po prostu na łóżku.
- Za trzy tygodnie. Teraz jest ostatni mecz z pierwszej grupy. Jestem ciekawa z kim będziemy grać w finale. - uśmiechnęłam się do niego.
- A jak się czujesz przed finałem? - patrzył na mnie z zaciekawieniem.
- Sama nie wiem. Z jednej strony boję się cholernie a z drugiej podekscytowana i  dumna że zaszliśmy tak daleko. - wtuliłam się w kuzyna.
- Jestem z ciebie cholernie dumny. Jeszcze pół roku temu każdy ci mówił że to koniec. Wywalczyłaś sobie finał i pokazałaś wszystkim jak potrafisz zajść daleko. Nie poddałaś się.- uśmiechnął się do mnie.
- Poddałabym się, stchórzyłabym gdyby nie jedna osoba. Nie wiem czy dobrze zrobiłam wracając. Pojawiły się nowe problemy, wróciły bolesne wspomnienia. Chyba popełniłam głupotę wracając ale z drugiej strony cieszę się że zostałam wepchnięta do tej pieprzonej sali gimnastycznej podczas naborów. - Adam patrzył na mnie jak na idiotkę.
- O czym ty pierdolisz? Kto cię wepchnął na salę gimnastyczną? Czemu ja o tym nie wiem? - zaczęłam się z niego śmiać.
- Śmieszna historia, Zoey ci nie opowiedziała? - pokręcił głową zaprzeczając. -  Po rozmowach z rodzicami, Zoey, trenerką a nawet Matteo zastanawiałam się czy na pewno dobrze robię idąc na nabór. Pod drzwiami od sali chciałam zrezygnować ale Matteo i Nico zastawili mi drogę i  bezczelnie wepchnęli mnie na sale, zwracając uwagę wszystkich zgromadzonych. Takim o to sposobem znalazłam się w drużynie. - zaczął się ze mnie śmiać jak głupi.
-Muszę mu pogratulować takiego sposobu.
Naszą jakże ciekawą rozmowę przerwała nam moja mama informując nas że za chwile będzie obiad. Jak Adam dowiedział się że będzie jego ulubiona zapiekanka to zwariował. On czasami zachowuje się jak małe dziecko. Jak ja z nim wytrzymuje?
Po zjedzonym obiedzie nasi goście poszli już do swojego domu. Ja postanowiłam zabrać się za ogarnięcie swojego bloga bo dawno nic nie pisałam jak i nie odpowiadałam na komentarze. Jestem dumna z tego jak on się rozrósł i ile mam obserwujących. Chociaż plan na niego tak nie wyglądał.










środa, 15 kwietnia 2020

Rozdział 16

Sobota, wolny dzień od szkoły, nauki i treningów. Każdy normalny człowiek pospał by sobie dłużej, tym bardziej gdy do trzeciej nie mógł zasnąć. Nie pozwolono mi odespać nie przespanej nocy. Mój kochany kuzyn za pozwoleniem moich rodziców wtargnął bezczelnie do mojego pokoju i rzucił się na mnie budząc mnie. Wylądowaliśmy na podłodze.
- Powaliło cię już totalnie? - powiedziałam wstając z podłogi, Adam nie przejmując się niczym zaczął się śmiać. Z powrotem położyłam się do łóżka i wtuliłam się w podusie. Jednak po chwili znowu poczułam na sobie jego ciężar. - Złaź ze mnie Idioto! Daj mi spać.
- Nie wolno marnować tak pięknego dnia. - po tych słowach zaczął po mnie skakać - Masz godzinę na ogarnięcie się bo zabieram cię na wycieczkę. O 14 musimy być na miejscu. - wstał ze mnie i usiadł obok na łóżku. Spojrzałam na zegarek który leżał na szafce obok. Widniała trzynasta na małym ekraniku. Co!?
- Gdzie ty mnie znowu ciągniesz? - zapytałam się siadając obok niego.
- Niespodzianka, idź się ogarnąć bo się spóźnimy.
Wyciągnęłam ciuchy z szafy i skierowałam się do łazienki. Po trzydziestu minutach jakich kol wiek prób ogarnięcia swojego wyglądu poddałam się i wróciłam do swojego pokoju. Najwyżej ludzie będą uważali mnie za potwora. W pokoju zastałam Adama który znalazł moją skrytkę na słodycze, w ręku trzymała paczkę czekoladowych ciastek.
- Nie ładnie to tak grzebać w cudzych rzeczach. - spojrzał na mnie z uśmiechem pięcioletniego dziecka.
- Oj tam Oj tam - powiedział ładując sobie ciacho do ust. Wspólnie zeszliśmy do kuchni gdzie wzięłam sobie jabłko bo znając życie i Adama zaraz pojedziemy coś zjeść.  - Gotowa? Możemy już jechać? - kiwnęłam głową twierdząco kończąc jabłko.
Wzięłam potrzebne rzeczy, telefon, klucze itp
Ruszyliśmy w stronę samochodu chłopaka żegnając się z moimi rodzicami.

Podjechaliśmy pod jakiś dom. Na podjeździe stał samochód Moreno. Gdzie ten debil mnie przywiózł? Niechętnie wysiadłam z samochodu i podeszliśmy do drzwi. Otworzył nam Nico, przywitaliśmy się z chłopakiem. Zaprowadził nas do salonu gdzie była już pozostała część naszej paczki.
- Po co ja tu przyjechałam, mogłam sobie pospać. - spojrzałam na kuzyna z chęcią zabicia go.
- Nam ciebie też miło widzieć Martina - powiedziała Zoey, naburmuszona usiadłam na kanapie obok Matteo.
- Stwierdziliśmy że skoro Nico ma wolną chatę to zrobimy sobie maraton filmowy - powiedziała Amanda.
- To i tak nie jest racjonalny powód aby brutalnie ściągać mnie z łóżka. - spojrzałam wściekle na Adama który się ze mnie śmiał.
Nico przyniósł przekąski i włączył film, w tym samym czasie wszyscy zajęli swoje miejsca. Siedziałam między Matteo a Zoey. Stwierdziłam że skoro muszę już tu być to wykorzystam Moreno jako poduszkę. Głowę położyłam na jego kolanach a swoje nogi położyłam na nogach Zoey.
- Nie za wygodnie ci Sanders? - wyszeptał mi do ucha brunet.
- Zamknij się, nie mogłam spać w nocy.
-Przez to co wydarzyło się wczoraj? - spytał zmartwiony.
- Może a teraz się zamknij, chcę oglądać film. - chłopak usiadł tak aby było mi wygodniej i oboje wróciliśmy do oglądania filmu. Obejrzałam może połowę i po prostu zasnęłam.

Obudziłam się w tej samej pozycji co zasnęłam przez zapach jakiegoś dobrego żarcia.
- Śpiąca królewna wstała. - powiedział Matteo gdy podniosłam głowę z jego kolan. W salonie nie było nikogo oprócz nas.
- Gdzie reszta? - spojrzałam na chłopaka.
- Stwierdzili że są głodni i poszli robić żarcie.
- Aha okey - z powrotem położyłam się na kanapie opierając głowę na nogach bruneta. - Wygodny jesteś.
- To miał być komplement Sanders? - zaczął się śmiać.
- Zamknij się. Od dzisiaj jesteś moją poduszką a poduszka to rzecz martwa i nie gada.
- Przyznaj się że chcesz się do mnie poprzytulać. - na te słowa uderzyłam go w nogę. -Ała. - uśmiechnęłam się do niego.
- Jak uroczo razem wyglądacie. - powiedziała Zoey wchodząc z resztą do pomieszczenia.
- Zamknij się Zoey. -  pokazałam jej język usiadłam  normalnie. - Co tam macie dobrego?
- Makaron z sosem- powiedział Nico podając mi talerze. Jedliśmy i oglądaliśmy dalej film. Jak się okazało przespałam dwa filmy. Po obejrzeniu i sprzątaniu stwierdziliśmy że wracamy już do swoich domów. Pożegnałam się z dziewczynami i podeszłam do Matteo.
- Cześć - pocałowałam chłopaka w policzek na co ten się uśmiechnął.
- Sanders weź ty następnym razem się wyśpij. Nie poznaje cię. - uśmiechnęłam się do niego.
Gdy tylko dotarłam do domu dostałam wiadomość od Zoey. Wysłała mi zdjęcie jak śpię i wtulam się w Matteo.
Od Zoey:
Uroczo wyglądacie razem :)
Czujesz coś do Matteo?

Zaskoczyła mnie swoim pytaniem. Czułam coś do Matteo? Nie...chyba.












wtorek, 17 marca 2020

Rozdział 15


Piątek, dzień kolejnego meczu. Dzisiaj gramy ze Złocistymi Gwiazdami, nikt się nie cieszył z tego meczu a zwłaszcza Zoey. Wszyscy byli jacyś nieswoi. Przebieraliśmy się w szatni aby później iść na rozgrzewkę. Chciałam się dowiedzieć czemu wszyscy mają takie podłe humory.
- Czemu wszyscy jesteście w jakimś dziwnym nastroju? - Zoey spojrzała na mnie smutna.
- Pamiętasz jak opowiadałam Ci że nasza drużyna przegrała rok temu? - pokiwałam głową potwierdzająco – Po przegranym turnieju odeszły od nas dwie najlepsze dziewczyny, nie licząc tych które skończyły szkołę. Jedna z nich przeszła do Złocistych Gwiazd, Amelia stwierdziła że nie ma sensu być w drużynie przegranych. - powiedziała wściekła Zoey, szkoda było mi dziewczyn.
- Amelia? To nie jest przypadkiem była dziewczyna Matteo? - zapytałam zaciekawiona.
- Tak to ona. Była najlepszą zawodniczką i po prostu boimy się że przegramy. - powiedziała Sara, najwyraźniej usłyszała o czym gadamy.
- Halo! Wy też macie najlepszą zawodniczkę na świecie! - pokazałam na siebie, dziewczyny zaczęły się śmiać a ja razem z nimi. Do szatni weszła trenerka z uśmiechem na twarzy.
- Gotowe? Idziemy się rozgrzać! Ruchy! - wyszłyśmy z szatni kierując się na boisko. Zajęliśmy jedną stronę boiska bo na drugiej rozgrzewały się już nasze przeciwniczki.
Rozpoczął się mecz. W ciągu pierwszych dwudziestu minut przeciwniczki strzeliły nam gola. Wściekałam się ze straconej bramki ale najbardziej z tego że bramkę zdobyła Amelia. Chciała już strzelić kolejną ale ja z gracją wykiwałam ją odbierając jej piłkę. Podałam ją do Sary która musiała mi ją po chwili oddać. Byłam sam na sam z bramkarką więc stwierdziłam że zaryzykuje i kopnęłam piłkę w stronę bramki. Zdobyłam bramkę dla naszej drużyny. Teraz trzeba tylko wygrać. Przed końcem pierwszej połowy nadal był remis, cały czas starałyśmy się znaleźć okazje do strzału. W pewnym momencie zauważyłam że na boisku leży Sara i się nie podnosi. Pobiegłam do niej aby sprawdzić co się dzieje.
- Co ci się stało? - zapytałam zmartwiona i przestraszona. Wróciły wspomnienia z tamtego roku.
- Moja kostka, cholernie boli. - spojrzałam na trenerkę i pokazałam że mamy problem. Nad Sarą zebrała się cała drużyna a trenerka stwierdziła że Sara już nie zagra. Prawdopodobnie zwichnęła kostkę. Sanitariusze pomogli zejść dziewczynie z boiska.
- Martina – odezwała się trenerka – Trzymaj, zastąpisz ją. - podała mi opaskę kapitana.
- Ale...ja nie mogę. - odezwałam się, była przerażona.
- Sanders, poprowadź nas do zwycięstwa. Zrób to dla drużyny – założyłam na opaskę – Pierwsza połowa się skończyła ale jeszcze został karny. Strzelasz Sanders. - trenerka odeszła od nas.
Ustawiliśmy się, szykowałam się do strzału. Cholernie się bałam. Spojrzałam na Zoey która pokazała mi że trzyma kciuki. Zerknęłam na trybuny gdzie zauważyłam Matteo który uśmiechał się do mnie. Spojrzałam na piłkę, kopnęłam ją i zdobyłam kolejną bramkę. Pierwsza połowa zakończyła się dwa do jednego. Dziewczyny ze szczęścia próbowały mnie udusić.
- Sarę w roli kapitana zastąpi Martina. - powiedziała trenerka gdy siedziałyśmy w szatni. - Wierzę w to że wygramy ten mecz. Martina pokaż na co cię stać. - Zoey przytuliła mnie – Na boisko Pantery!

Przerwa minęła i zaczęła się druga połowa. Która jak się okazało po pierwszych minutach była jeszcze bardziej agresywna od poprzedniej. Starałyśmy się nie dopuścić przeciwniczek bliżej naszej bramki. W pewnym momencie biegłam z piłką w stronę bramki Gwiazdeczek, miałam okazję którą przerwała mi Amelia swoim wślizgiem. Upadłam na ziemię, cholernie zabolało mnie kolano, jednak wstałam i kuśtykając podeszłam do piłki. Kolejny karny podczas meczu.
- Dasz radę? - podeszła do mnie Zoey – Widzę że cię noga boli. - powiedziała zmartwiona.
- Dam radę, najwyżej zatrudnię Matteo jako swój transporter.
- Coś w tym jest. - uśmiechnęła się – Nie spudłuj Sanders.
Kolano mnie bolało ale nie mogłam odpuścić. Rozbieg i strzał. Prowadziliśmy trzy do jednego. Wszyscy się cieszyli ale po moim policzku spłynęła jedna cholerna łza. Do końca meczu zostało jeszcze dziesięć minut. Dokończyłam go kuśtykając. Wlekłam się za Zoey prosto do szatni, czułam na sobie czyjś wzrok. Przed wejściem do szkoły Adam rzucił się na mnie, zresztą jak i reszta naszej paczki.
- Gratulacje Martina. - usłyszałam od każdego. Podszedł do mnie Moreno i mnie przytulił co mnie zaskoczyło.
- Gratulacje Sanders – uśmiechnął się do mnie – Jak noga? - wyszeptał mi do ucha.
- Boli mnie cholernie Matteo – po moim policzku spłynęły łzy, wtuliłam się jeszcze bardziej w chłopaka.
- Idź się ogarnąć bo odjadą bez ciebie Sanders – powiedział puszczając mnie – Pod szkołą się spotkamy i zabieram cię, Zoey, Amandę i Adam, idziemy świętować wasze zwycięstwo.
Tak jak chłopak powiedział, tak też zrobiłam. Autokar odwiózł nas pod szkołę, gdzie czekał na nas już Adam razem z Matteo. Nie miałam ochoty świętować, bolała mnie noga i chciałam wrócić do domu. Adam zauważył mój podły humor.
- Co ty taka naburmuszona kuzyneczko? - zapytał drocząc się ze mną.
- Odczep się. - odpowiedziałam mu.
- Tylko nie gryź księżniczko- powiedział nabijając się ze mnie, miałam go dość.
- Nie mam ochoty na świętowanie. Wracam do domu. - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę przystanku autobusowego. Kątem oka zauważyłam że Zoey na kogoś patrzy. Może pojechałabym z nimi ale Adam przegiął. Kocham go ale jest cholernie irytujący. Ktoś mi zastawił drogę. - Odpuść Moreno, mój kuzynek i tak mnie już wkurzył. - Chłopak po prostu stał i patrzył się na mnie.
- Adam chciał iść za tobą ale Zoey mu nie pozwoliła, wkurwiła się na niego. Kazała mi przekonać cię abyś z nami pojechała. Czemu zawsze to zadanie przypada mi? - uśmiechnęłam się na jego pytanie. - Jedziesz? Chyba nie pozwolisz na to aby ominęła cię degustacja ciast z takim przystojnym i apetycznym ciachem jak ja? - poruszył sugestywnie brwiami a ja wybuchłam śmiechem.
-Nie mogę pozwolić na to aby takie wydarzenie mnie ominęło. - powiedziałam gdy tylko się uspokoiłam – Chodź. - pociągnęłam go za rękę.
- Muszę cię jeszcze poinformować to chamy i buraki. Zostawili nas i powiedzieli że będą czekać na miejscu. - uśmiechnęłam się do niego.


Kiedy tylko usiedliśmy przy stoliku gdzie siedzieli wszyscy Zoey spojrzała na mnie.
- Jednak przyjechaliście – uśmiechnęła się do mnie. - Zamówiliśmy wam już po kawałku czekoladowego ciasta i pucharki lodowe.
- Oni byli święcie przekonani że przyjedziecie. - powiedziała Amanda pokazując na Zoey i Nico.
Kelnerka przyniosła nasze zamówienie podczas gdy wszyscy rozmawiali i śmiali się z głupich żartów Adama. Natomiast ja myślami byłam gdzie indziej. Cała nasza grupka dobrze się dogadywała, nie sądziłam że w nowej szkole poznam tak fajnych ludzi. Cieszę się że trafiłam na nich.
- Sanders jedz – wyszeptał mi do ucha brunet siedzący obok mnie. - Wszyscy już prawie zjedli.
- Chyba odechciało mi się ciasta – uśmiechnęłam się smutno.
- Zjedz chociaż trochę, nie zachowuj się jak małe dziecko. Tak wiem że chciałabyś takiego gorącego opiekuna jak ja. - poruszył sugestywnie brwiami, na co się uśmiechnęłam.
- Idiota. - zjadłam trochę ciasta ale z racji że było za słodkie to oddałam resztę Adamowi, który je szybko dokończył. Lody w tym czasie zdążyły się rozpuścić. - Zadowolony? - spojrzałam na Matteo.
- Nawet nie wiesz jak. - uśmiechnął się brunet jednak jego mina po chwili zrzedła gdy zobaczył kogoś za mną, wchodzącego do kawiarni. Amelia podeszła do naszego stolika, powodując że ucichły wszelakie rozmowy.
- Czego chcesz Amelia? - powiedziała Zoey, była zła na dziewczynę.
- Co tak oschle Zoey? To już nie można się przywitać z przyjaciółmi? - spojrzałam na Matteo który był wściekły.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi, zostawiłaś nas. - odezwała się Amanda. Amelia spojrzała na mnie ze wstrętem.
- Widzę że zastąpiliście mnie tym czymś. - pokazała na mnie. Wkurzona wstałam od stołu i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Masz ze mną jakiś problem? Przypominam ci że To Coś skopało ci chwile temu tyłek na boisku. Więc łaskawie odejdź i zostaw nas w spokoju. - powiedziałam wściekła, dziewczyna oblukała mnie od stup do głów i spojrzała na Moreno który stał tuż za mną.
- Szkoda że zainteresowałeś się to bezwartościową laską Moreno. - na jej słowa nie wytrzymałam i przywaliłam jej w twarz. Wyszłam z kawiarni zostawiając wszystkich zszokowanych. Nikt mnie nie będzie obrażał. Po drugiej stronie ulicy był mały park, poszłam więc tam. Potrzebowałam być sama. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce, musiałam się uspokoić bo zaraz coś rozwalę.
- Tu jesteś. - powiedziała Zoey siadając obok mnie, razem z nią był Matteo. - Wyleciałaś stamtąd jak z procy. Gdybyś widziała jej minę, boska. - Niech ona przestanie gadać, wkurza mnie. - Od razu pobiegliśmy cię szukać z Matteo a reszta zosta.... - nie wytrzymałam.
- Zamknij się. - wydarłam się na dziewczynę. - Przepraszam. - wstałam z ławki i odeszłam od nich. Nie potrzebnie krzyczałam, ale to nie moja wina. Szłam a raczej biegłam przed siebie. Potrzebowałam odreagować. Po chwili dołączył do mnie Matteo, który się nie odzywał tylko biegł i za to jestem mu wdzięczna. Zdyszana zatrzymałam się, przebiegliśmy cały park. Chciałam wrócić do swoich przyjaciół ale chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- Wiem że tego potrzebujesz. - na jego słowa wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. - Nie przejmuj się takim gównem jak ona. Jesteś od niej sto razy lepsza. - odsunęłam się od bruneta
- Dziękuje. Wracajmy, muszę przeprosić Zoey. - powiedziałam i ruszyliśmy w stronę kawiarni.

Po zdarzeniach z dzisiejszego dnia Matteo odwiózł mnie i Adama do domów. Przeprosiłam wszystkich za moje zachowanie a w szczególności Zoey. Odstawiliśmy Adama i pojechaliśmy w stronę mojego domu.
- Wszystko okey? - chłopak spojrzał na mnie gdy stanęliśmy na podjeździe. Przez całą drogę się nie odzywałam, byłam zmęczona dzisiejszym dniem.
- Jestem po prostu zmęczona. - chciałam się znaleźć w swoim łóżku ale z drugiej strony nie chciałam wysiadać z samochodu bruneta. Wygodnie ma tutaj.
- Nie za wygodnie ci Sanders? - spojrzałam na chłopaka. - Rozumiem że uwielbiasz moje towarzystwo i moje kochana auto ale stoimy stoimy już tak dziesięć minut.
- Przepraszam. - chciałam już wychodzić ale odwróciłam się jeszcze do chłopaka.- Dziękuje Matteo, za wszystko. - uśmiechnął się do mnie. Chciałam już zamknąć drzwi od samochodu gdy chłopak się odezwał.
- Nie rób głupot Sanders.- uśmiechnęłam się do niego i zakłamałam drzwi. Ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Nareszcie spokój.

środa, 4 marca 2020

Tchórzysz Granger? < Dramione >


Nikt nie wie co kierowało Hermioną Granger, przyjmując to jakże głupie wyzwanie. Nawet Draco zastanawia się jak udało mu się przekonać mądralińską Gryfonkę aby przyjęła głupie wyzwanie. Pewnie zastanawiacie się o co chodzi. Opowiem wam, historia zaczyna się dzień przed wyjazdem z Hogwartu na ferie świąteczne.

Już kilka dni wcześniej po szkole rozniosła się wiadomość że Gryfindor organizuje w swoim dormitorium imprezę dzień przed wyjazdem większości uczniów do ich rodzinnych domów. Zaprosili wszystkich oprócz tego jednego znienawidzonego domu, z którym zacięcie rywalizowali. Jednak nie przeszkodziło to pewnemu blondynowi wkręcić się na to wydarzenie ze swoimi przyjaciółmi. Draco Malfoy uczeń Slytherinu znalazł się na imprezie organizowanej przez złote trio.
- Co tu robisz Fretko? - blondyn dobrze wiedział kto wypowiedział te słowa, odwrócił się do znienawidzonej brązowowłosej dziewczyny. Hermiona Granger w oczach Draco najbardziej zarozumiała osoba chodząca po tym świecie. Musiał jednak przyznać że w ciągu tych sześciu lat odkąd ją zna stała się cholernie seksowna.
- Nie zabronisz mi Granger tu być. Gdzie się podziali twoi żałośni przyjaciele? - odparł wkurzony, był tu zaledwie godzinę a już brunetka zdążyła go wkurzyć. Chociaż i tak miał szczęście że nie spotkał jeszcze jej przyjaciół, bo to mogło się skończyć dużo gorzej.
- Nie twój interes Malfoy. Radzę Ci abyś opuścił nasze dormitorium. - odpowiedziała poirytowana Hermiona.
- Raczej nie posłucham się twojej rady. Przyszedłem tu się zabawić, Tobie też to radzę sztywniaro. - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
- Odczep się Malfoy. - dziewczyna odwróciła się i poszła w swoją stronę.
Resztę wieczoru miał spokój, impreza trwała w najlepsze. Tańce, rozmowy, alkohol czyli typowa impreza. Zbliżała się północ, większość zebranych zaczęła się rozchodzić do swoich dormitoriów bo muszę wstać rano aby dotrzeć do domu na święta. Malfoy razem ze swoim przyjacielem Zabinim postanowili jeszcze zostać. W salonie Gryfindoru zostało może ze trzydzieści osób w tym święta trójca, kilka osób z innych domów.
- Gramy w Pytanie czy Wyzwanie. Chętni na środek. - zawołał Fred jeden z rudzielców. Blondyn pociągnął Zabiniego na środek salonu. Ujrzawszy podpitą Hermionę zrodził się w jego głowie plan. Z racji tego iż on sam był pod wpływem alkoholu, nie przejmował się niczym. Zaczęli grać, blondyn czekał niecierpliwie na swoją kolej i jakimś cudem wylosuje Hermione. Trwało to dość długo, kilka ciekawskich pytań i głupich zadań. W końcu sam Harry Potter wylosował Malfoya. Chłopak wybrał zadanie, Wybraniec kazał mu zatańczyć na stole. Bez problemu to zrobił aby nie był uznany za tchórza. Po wykonaniu zadania zakręcił butelką i miał nadzieje że wypadnie na Gryfonkę. Udało się, chytrze spojrzał na dziewczynę, która była zszokowana tym co się zadziało. Każdy z zaciekawieniem patrzył na Dracona, byli ciekawi co ten chłopak zrobi.
- Pytanie czy wyzwanie Granger? - dziewczyna dłuższą chwile się zastanawiała co wybrać. - Dawaj Nudziaro nie mamy całej nocy.
- Pytanie. - powiedziała niepewnie dziewczyna.
- Tchórzysz Granger? - miał nadzieje że dziewczyna zmieni zdanie. Była wkurzona ale według chłopaka Hermiona Grenger wkurzona i pijana jest jeszcze bardziej seksowna.
W jego głowie pojawiła się myśl że dzisiaj już nie powinien pić bo pieprzy jakieś głupoty.
- Niech Ci będzie Malfoy. Wybieram zadanie. - wiedział że dziewczyna po jego słowach zmieni zdanie. Nikt przecież nie będzie jej nazywał tchórzem przy przyjaciołach i znajomych.
- Pocałuj Mnie Granger.
- Co?! Ale... - brunetka nie wiedziała co powiedzieć, wszyscy patrzyli na nią zszokowani. Zadawali sobie pytanie czy Gryfonka to zrobi. Czy pocałuje swojego największego wroga? Sam blondyn był ciekawy, jutro pewnie będzie tego żałował ale co tam raz się żyje. - Dobra.
Dziewczyna podeszła bliżej do chłopaka i uklękła przed nim, miała się już pochylić i go pocałować ale Draco pociągnął ją do siebie na kolana.
-Nie gryzę Granger. - spojrzał dziewczynie w oczy. Malfoy spojrzał na jej usta, piękne, malinowe wargi, lekko rozchylone w zaskoczeniu. Dziewczyna niepewnie pocałowała chłopaka, delikatnie i nieśpiesznie. Draco po chwili pogłębił pocałunek. Oboje czuli się jak w jakimś transie, nie liczyło się nic oprócz ich samych w tej chwili. Niestety dziewczyna przypomniała sobie kogo całuje i że wszyscy się na nią patrzą. Oderwała się od blondyna i cała czerwona wróciła na swoje miejsce. - Nie najgorzej całujesz Granger.
Kogo jednak próbuje oszukać, nigdy nie czuł czegoś takiego. Nigdy nie czuł się tak podczas żadnego pocałunku. Spojrzał na Granger, która cały czas siedziała zawstydzona. Po ich zadaniu wszyscy stwierdzili że już koniec imprezy i każdy zaczął rozchodzić się do swoich pokoi.
Malfoy leżąc w swoim łóżku nadal rozmyślał na pocałunkiem z Hermioną, zastanawiał się co w niego wstąpiło. Przecież to zwykły pocałunek który, jednak coś zmienił. Chłopak zasnął ze wspomnieniem Hermiony Granger na jego kolanach.


niedziela, 1 marca 2020

Rozdział 14

To jest ten moment w którym skończyłam dodawać już wcześniej opublikowane rozdziały i lecimy dalej z kolejnymi.
~ Karo

Minęły dwa tygodnie odkąd Adam chodzi do naszej szkoły. Widać że się zaaklimatyzował w szkole. Jedynie narzeka na swoich kolegów z klasy, bo jak to on stwierdził są po prostu nudni. To dlatego zawsze na przerwach przesiaduje z nami. Dostał się do drużyny piłkarskiej i poprawił mu się kontakt z Nico i Matteo, zaczęli się dogadywać ponieważ są razem w drużynie. Jeśli jesteśmy już na temacie drużyny to wspomnę może że odbyły się już dwa kolejne mecze w między czasie. Tygrysice przegrały z Jastrzębicami dwa do trzech, natomiast jeśli chodzi o mecz między Pingwinami a Złocistymi Gwiazdami to pingwinki znowu przegrały, tym razem jeden do dwóch. Mecze śledziłam na internecie, najczęściej oglądaliśmy je na przerwach obiadowych. Przynajmniej staraliśmy się obejrzeć pierwszą połowę.
Już za dwa dni, w piątek gramy ze Złocistymi Gwiazdami, a za półtora tygodnia odbędzie się ostatni mecz z pierwszej grupy. Mam nadzieje że Tygrysice wygrają ten mecz. Nie chcę być w finale jeśli do niego dojdziemy z moją starą drużyną.
Z mojego zamyślenia wyprowadziła mnie nauczycielka sugerując abyśmy słuchali uważniej bo ma ważną informacje.
- Jak wiecie lub też nie aby zaliczyć mój przedmiot musicie zrobić projekt. Tak było i będzie dopóki uczę tego przedmiotu. - myślałam że się przesłyszałam – Najpierw dobiorę was w pary i uprzedzam że nie można się zamienić. Później jedna osoba z pary wylosuje temat prezentacji. - kobieta spojrzała na jakąś kartkę gdzie pewnie miała już wszystko napisane. Nie interesowało mnie kto z kim będzie dopóki nie usłyszałam swojego nazwiska. - Martina Sanders będzie pracować z...- miałam nadzieje że będę z Zoey lub Amandą, chociaż nie wiem czy już są do kogoś dobrane. - Matteo Moreno.
Spojrzałam się na bruneta a ten bezczelnie się uśmiechał. Matteo wylosował dla nas temat pracy, aktualnie nie obchodziło mnie to. Przeżywałam to że jestem z tym Idiota w parze, będzie ciekawie.
- Prace będziecie przedstawiać na forum klasy w ostatnim miesiącu tego semestru. Proszę was przyłóżcie się do tego. - dopowiedziała nauczycielka na koniec lekcji, zadzwonił dzwonek i mogliśmy wyjść z sali. Wychodząc z sali Zoey zadała mi pytanie za które chciałam ją zabić.
- Jak tam? Szczęśliwa że będziesz w parze razem z Matteo? - poruszyła sugestywnie brwiami.
- Skacze z radości normalnie. - zaczęła się ze mnie śmiać. -Jeszcze po za szkołą będzie mnie dręczył, po prostu zajebiście. -obok nas pojawił się wspomniany chłopak ze swoim przyjacielem.
- Sanders nie okłamuj się. Każdy wie że pragniesz być ze mną w parze. Więcej czasu spędzimy sam na sam. - poruszył sugestywnie brwiami.
Co oni do cholery mają z tymi brwiami? To się leczy?
- Liczę do trzech. Lepiej uciekaj. - takim o to sposobem zaczęłam gonić chłopaka po całej szkole. Dorwałam go dopiero na parkingu, niedaleko samochodu Adama. Chłopak zatrzymał się nagle, co spowodowało że na niego wpadłam. Złapał mnie próbując przy tym nie upaść na ziemię.
- Brawo udało ci się mnie złapać. - staliśmy bardzo blisko siebie, skorzystałam z okazji i uderzyłam do w ramię. - To akurat bolało. - powiedział udając smutnego – Przeproś. - pokazał palcem na swój policzek.
- Chyba śnisz. - chciałam od niego się odsunąć ale złapał mnie za rękę i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. - Puszczaj Moreno.
- Najpierw przeproś Sanders. - uśmiechnął się chytrze.
- Idiota – zrezygnowana pocałowałam chłopaka w policzek, stwierdzam że ma zarąbiste perfumy -Przepraszam. Puścisz mnie teraz?
- Znalazłam nasze gołąbeczki. - usłyszałam za sobą głos Zoey i szybko odsunęłam się od Moreno.
- Zamknij się Zoey bo zaraz ty będziesz biegać dookoła szkoły. - ostrzegłam dziewczynę, byłam wkurzona.
- Spokojnie dziecinko. - na jej słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
- Sanders ktoś do ciebie. - Matteo pokazał mi swój telefon gdzie widniała wiadomość od jego siostry.
Od Siory:
Przekonaj Martinę aby poszła z nami na boisko.
Jak to zrobisz będziesz najukochańszym bratem na świecie.
Proszę.
-I co Sanders pomożesz mi uzyskać ten tytuł? Jak na razie jestem tylko kochanym bratem. - wszyscy z zaciekawieniem czekali na moją odpowiedź.
- No nie wiem. Skąd mam wiedzieć czy nie wywieziesz mnie do lasu i tam mnie nie zakopiesz. Ryzykowne. - patrzyłam na niego podejrzanie.
- Przynajmniej był by spokój. - powiedział Adam – Matteo pakuj ją do samochodu i jedźcie ale później ją odwieź. Nie pozwolę aby moja kochana siostrzyczka umarła w swoim łóżku z samotności i nudy. - wszyscy zaczęli się śmiać a ja miałam ochotę go zabić.
- Jedziemy Moreno a ciebie ty mój kochany kuzynie nie chcę widzieć do końca swojego życia. - wszyscy jeszcze bardziej zaczęli się śmiać a ja ruszyłam w stronę samochodu Matteo. Takim o to sposobem jadę się spotkać z Sarą w towarzystwie bruneta.
Na boisku czekała na nas już dziewczyna, zauważywszy nas podbiegła do naszej dwójki.
-Hejka Martina – Sara przytuliła mnie a później rzuciła się na swojego brata- Jesteś najlepszym bratem na świecie!- na jej słowa zaczęliśmy się śmiać
- Gramy? - spytał się Matteo uśmiechając się do siostry.
- Gramy – odpowiedziała mu.
Gdy tak na nich patrzyłam zauważyłam że chłopak bardzo się troszczy o siostrę. Matteo wygląda uroczo gdy stara się być jak najlepszym bratem dla Sary. Czy ja właśnie stwierdziłam że Matteo jest uroczy? Nie słuchajcie mnie. Gadam głupoty.
-Sanders żyjesz? - przede mną stał Moreno machając mi ręką przed oczami.
- Zamyśliłam się. Przepraszam. - Młoda się ze mnie śmiała
- Myślałaś o mnie Sanders? - spytał się Moreno
Chciałam się już odezwać ale wyprzedziła mnie Sara.
-Gramy? - pociągnęła mnie za rękę w stronę piłki.
Postrzelaliśmy do bramki, podawaliśmy sobie piłkę ogólnie dobrze się bawiłam. Zmęczona padłam na ziemię a obok mnie usiadła dziewczynka.
-Umarła! - położyłam się na plecach. Usiadłam i spojrzałam na Sarę. - Gdzie twój brat? - nie mogłam zlokalizować chłopaka.
-Idzie. - Matteo podszedł do nas z trzema butelkami wody wręczając nam po jednej. Odkręciłam korek i napiłam się.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do chłopaka. Posiedzieliśmy jeszcze chwile na boisku i po prostu rozmawialiśmy. Odwieźliśmy Sarę do domu a później chłopak odwiózł mnie. Droga minęła nam w przyjemnej ciszy. Staliśmy pod moim domem już sporą chwile ale mi się nie chciało wysiadać z jego samochodu, wygodnie w nim i przyjemnie.
- Nie chce mi się wysiadać z tego samochodu, uwielbiam go. - zaczęłam się śmiać sama z siebie, Matteo dołączył się do mnie.
- Przyznaj się że po prostu będziesz za mną tęsknic. - na te słowa oberwał w łeb. - Łamiesz moje serduszko Sanders. - udawał załamanego.
- Co ja z tobą mam za życie? - patrzyłam się na niego, bezczelnie się śmiejąc.
- Nie wiem o co ci chodzi Sanders. Czkam tylko na moment w którym przyznasz światu i samej sobie że jestem najlepszą rzeczą jaka ci się przytrafiła w twoim życiu. - patrzyłam na niego jak na kosmitę.
- To se poczekasz Moreno. Do jutra. - wysiadłam z samochodu i ruszyłam w kierunku domu.
Matteo to całkiem zabawny człowiek który na dodatek potrafi mnie zrozumieć i ogarnąć. Nie zapominajmy jednak że się nie lubimy i dogryzamy sobie na każdym kroku. Pomimo iż ma jakieś pokłady dobroci to nadal jest Idiotą.
To wszystko jest pojebane
.


#6 Mateusz

 Nie kłamałem mówiąc Lenie że od czasu do czasu wracam do chwil kiedy byliśmy dzieciakami. Smarkaczami które niczym się nie martwiły i  spęd...