Piątek,
dzień kolejnego meczu. Dzisiaj gramy ze Złocistymi Gwiazdami, nikt
się nie cieszył z tego meczu a zwłaszcza Zoey. Wszyscy byli jacyś
nieswoi. Przebieraliśmy się w szatni aby później iść na
rozgrzewkę. Chciałam się dowiedzieć czemu wszyscy mają takie
podłe humory.
- Czemu wszyscy jesteście w jakimś dziwnym nastroju? - Zoey spojrzała na mnie smutna.
- Pamiętasz jak opowiadałam Ci że nasza drużyna przegrała rok temu? - pokiwałam głową potwierdzająco – Po przegranym turnieju odeszły od nas dwie najlepsze dziewczyny, nie licząc tych które skończyły szkołę. Jedna z nich przeszła do Złocistych Gwiazd, Amelia stwierdziła że nie ma sensu być w drużynie przegranych. - powiedziała wściekła Zoey, szkoda było mi dziewczyn.
- Amelia? To nie jest przypadkiem była dziewczyna Matteo? - zapytałam zaciekawiona.
- Tak to ona. Była najlepszą zawodniczką i po prostu boimy się że przegramy. - powiedziała Sara, najwyraźniej usłyszała o czym gadamy.
- Halo! Wy też macie najlepszą zawodniczkę na świecie! - pokazałam na siebie, dziewczyny zaczęły się śmiać a ja razem z nimi. Do szatni weszła trenerka z uśmiechem na twarzy.
- Gotowe? Idziemy się rozgrzać! Ruchy! - wyszłyśmy z szatni kierując się na boisko. Zajęliśmy jedną stronę boiska bo na drugiej rozgrzewały się już nasze przeciwniczki.
Rozpoczął się mecz. W ciągu pierwszych dwudziestu minut przeciwniczki strzeliły nam gola. Wściekałam się ze straconej bramki ale najbardziej z tego że bramkę zdobyła Amelia. Chciała już strzelić kolejną ale ja z gracją wykiwałam ją odbierając jej piłkę. Podałam ją do Sary która musiała mi ją po chwili oddać. Byłam sam na sam z bramkarką więc stwierdziłam że zaryzykuje i kopnęłam piłkę w stronę bramki. Zdobyłam bramkę dla naszej drużyny. Teraz trzeba tylko wygrać. Przed końcem pierwszej połowy nadal był remis, cały czas starałyśmy się znaleźć okazje do strzału. W pewnym momencie zauważyłam że na boisku leży Sara i się nie podnosi. Pobiegłam do niej aby sprawdzić co się dzieje.
- Co ci się stało? - zapytałam zmartwiona i przestraszona. Wróciły wspomnienia z tamtego roku.
- Moja kostka, cholernie boli. - spojrzałam na trenerkę i pokazałam że mamy problem. Nad Sarą zebrała się cała drużyna a trenerka stwierdziła że Sara już nie zagra. Prawdopodobnie zwichnęła kostkę. Sanitariusze pomogli zejść dziewczynie z boiska.
- Martina – odezwała się trenerka – Trzymaj, zastąpisz ją. - podała mi opaskę kapitana.
- Ale...ja nie mogę. - odezwałam się, była przerażona.
- Sanders, poprowadź nas do zwycięstwa. Zrób to dla drużyny – założyłam na opaskę – Pierwsza połowa się skończyła ale jeszcze został karny. Strzelasz Sanders. - trenerka odeszła od nas.
Ustawiliśmy się, szykowałam się do strzału. Cholernie się bałam. Spojrzałam na Zoey która pokazała mi że trzyma kciuki. Zerknęłam na trybuny gdzie zauważyłam Matteo który uśmiechał się do mnie. Spojrzałam na piłkę, kopnęłam ją i zdobyłam kolejną bramkę. Pierwsza połowa zakończyła się dwa do jednego. Dziewczyny ze szczęścia próbowały mnie udusić.
- Sarę w roli kapitana zastąpi Martina. - powiedziała trenerka gdy siedziałyśmy w szatni. - Wierzę w to że wygramy ten mecz. Martina pokaż na co cię stać. - Zoey przytuliła mnie – Na boisko Pantery!
Przerwa minęła i zaczęła się druga połowa. Która jak się okazało po pierwszych minutach była jeszcze bardziej agresywna od poprzedniej. Starałyśmy się nie dopuścić przeciwniczek bliżej naszej bramki. W pewnym momencie biegłam z piłką w stronę bramki Gwiazdeczek, miałam okazję którą przerwała mi Amelia swoim wślizgiem. Upadłam na ziemię, cholernie zabolało mnie kolano, jednak wstałam i kuśtykając podeszłam do piłki. Kolejny karny podczas meczu.
- Dasz radę? - podeszła do mnie Zoey – Widzę że cię noga boli. - powiedziała zmartwiona.
- Dam radę, najwyżej zatrudnię Matteo jako swój transporter.
- Coś w tym jest. - uśmiechnęła się – Nie spudłuj Sanders.
Kolano mnie bolało ale nie mogłam odpuścić. Rozbieg i strzał. Prowadziliśmy trzy do jednego. Wszyscy się cieszyli ale po moim policzku spłynęła jedna cholerna łza. Do końca meczu zostało jeszcze dziesięć minut. Dokończyłam go kuśtykając. Wlekłam się za Zoey prosto do szatni, czułam na sobie czyjś wzrok. Przed wejściem do szkoły Adam rzucił się na mnie, zresztą jak i reszta naszej paczki.
- Gratulacje Martina. - usłyszałam od każdego. Podszedł do mnie Moreno i mnie przytulił co mnie zaskoczyło.
- Gratulacje Sanders – uśmiechnął się do mnie – Jak noga? - wyszeptał mi do ucha.
- Boli mnie cholernie Matteo – po moim policzku spłynęły łzy, wtuliłam się jeszcze bardziej w chłopaka.
- Idź się ogarnąć bo odjadą bez ciebie Sanders – powiedział puszczając mnie – Pod szkołą się spotkamy i zabieram cię, Zoey, Amandę i Adam, idziemy świętować wasze zwycięstwo.
Tak jak chłopak powiedział, tak też zrobiłam. Autokar odwiózł nas pod szkołę, gdzie czekał na nas już Adam razem z Matteo. Nie miałam ochoty świętować, bolała mnie noga i chciałam wrócić do domu. Adam zauważył mój podły humor.
- Co ty taka naburmuszona kuzyneczko? - zapytał drocząc się ze mną.
- Odczep się. - odpowiedziałam mu.
- Tylko nie gryź księżniczko- powiedział nabijając się ze mnie, miałam go dość.
- Nie mam ochoty na świętowanie. Wracam do domu. - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę przystanku autobusowego. Kątem oka zauważyłam że Zoey na kogoś patrzy. Może pojechałabym z nimi ale Adam przegiął. Kocham go ale jest cholernie irytujący. Ktoś mi zastawił drogę. - Odpuść Moreno, mój kuzynek i tak mnie już wkurzył. - Chłopak po prostu stał i patrzył się na mnie.
- Adam chciał iść za tobą ale Zoey mu nie pozwoliła, wkurwiła się na niego. Kazała mi przekonać cię abyś z nami pojechała. Czemu zawsze to zadanie przypada mi? - uśmiechnęłam się na jego pytanie. - Jedziesz? Chyba nie pozwolisz na to aby ominęła cię degustacja ciast z takim przystojnym i apetycznym ciachem jak ja? - poruszył sugestywnie brwiami a ja wybuchłam śmiechem.
-Nie mogę pozwolić na to aby takie wydarzenie mnie ominęło. - powiedziałam gdy tylko się uspokoiłam – Chodź. - pociągnęłam go za rękę.
- Muszę cię jeszcze poinformować to chamy i buraki. Zostawili nas i powiedzieli że będą czekać na miejscu. - uśmiechnęłam się do niego.
Kiedy tylko usiedliśmy przy stoliku gdzie siedzieli wszyscy Zoey spojrzała na mnie.
- Jednak przyjechaliście – uśmiechnęła się do mnie. - Zamówiliśmy wam już po kawałku czekoladowego ciasta i pucharki lodowe.
- Oni byli święcie przekonani że przyjedziecie. - powiedziała Amanda pokazując na Zoey i Nico.
Kelnerka przyniosła nasze zamówienie podczas gdy wszyscy rozmawiali i śmiali się z głupich żartów Adama. Natomiast ja myślami byłam gdzie indziej. Cała nasza grupka dobrze się dogadywała, nie sądziłam że w nowej szkole poznam tak fajnych ludzi. Cieszę się że trafiłam na nich.
- Sanders jedz – wyszeptał mi do ucha brunet siedzący obok mnie. - Wszyscy już prawie zjedli.
- Chyba odechciało mi się ciasta – uśmiechnęłam się smutno.
- Zjedz chociaż trochę, nie zachowuj się jak małe dziecko. Tak wiem że chciałabyś takiego gorącego opiekuna jak ja. - poruszył sugestywnie brwiami, na co się uśmiechnęłam.
- Idiota. - zjadłam trochę ciasta ale z racji że było za słodkie to oddałam resztę Adamowi, który je szybko dokończył. Lody w tym czasie zdążyły się rozpuścić. - Zadowolony? - spojrzałam na Matteo.
- Nawet nie wiesz jak. - uśmiechnął się brunet jednak jego mina po chwili zrzedła gdy zobaczył kogoś za mną, wchodzącego do kawiarni. Amelia podeszła do naszego stolika, powodując że ucichły wszelakie rozmowy.
- Czego chcesz Amelia? - powiedziała Zoey, była zła na dziewczynę.
- Co tak oschle Zoey? To już nie można się przywitać z przyjaciółmi? - spojrzałam na Matteo który był wściekły.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi, zostawiłaś nas. - odezwała się Amanda. Amelia spojrzała na mnie ze wstrętem.
- Widzę że zastąpiliście mnie tym czymś. - pokazała na mnie. Wkurzona wstałam od stołu i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Masz ze mną jakiś problem? Przypominam ci że To Coś skopało ci chwile temu tyłek na boisku. Więc łaskawie odejdź i zostaw nas w spokoju. - powiedziałam wściekła, dziewczyna oblukała mnie od stup do głów i spojrzała na Moreno który stał tuż za mną.
- Szkoda że zainteresowałeś się to bezwartościową laską Moreno. - na jej słowa nie wytrzymałam i przywaliłam jej w twarz. Wyszłam z kawiarni zostawiając wszystkich zszokowanych. Nikt mnie nie będzie obrażał. Po drugiej stronie ulicy był mały park, poszłam więc tam. Potrzebowałam być sama. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce, musiałam się uspokoić bo zaraz coś rozwalę.
- Tu jesteś. - powiedziała Zoey siadając obok mnie, razem z nią był Matteo. - Wyleciałaś stamtąd jak z procy. Gdybyś widziała jej minę, boska. - Niech ona przestanie gadać, wkurza mnie. - Od razu pobiegliśmy cię szukać z Matteo a reszta zosta.... - nie wytrzymałam.
- Zamknij się. - wydarłam się na dziewczynę. - Przepraszam. - wstałam z ławki i odeszłam od nich. Nie potrzebnie krzyczałam, ale to nie moja wina. Szłam a raczej biegłam przed siebie. Potrzebowałam odreagować. Po chwili dołączył do mnie Matteo, który się nie odzywał tylko biegł i za to jestem mu wdzięczna. Zdyszana zatrzymałam się, przebiegliśmy cały park. Chciałam wrócić do swoich przyjaciół ale chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- Wiem że tego potrzebujesz. - na jego słowa wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. - Nie przejmuj się takim gównem jak ona. Jesteś od niej sto razy lepsza. - odsunęłam się od bruneta
- Dziękuje. Wracajmy, muszę przeprosić Zoey. - powiedziałam i ruszyliśmy w stronę kawiarni.
Po zdarzeniach z dzisiejszego dnia Matteo odwiózł mnie i Adama do domów. Przeprosiłam wszystkich za moje zachowanie a w szczególności Zoey. Odstawiliśmy Adama i pojechaliśmy w stronę mojego domu.
- Wszystko okey? - chłopak spojrzał na mnie gdy stanęliśmy na podjeździe. Przez całą drogę się nie odzywałam, byłam zmęczona dzisiejszym dniem.
- Jestem po prostu zmęczona. - chciałam się znaleźć w swoim łóżku ale z drugiej strony nie chciałam wysiadać z samochodu bruneta. Wygodnie ma tutaj.
- Nie za wygodnie ci Sanders? - spojrzałam na chłopaka. - Rozumiem że uwielbiasz moje towarzystwo i moje kochana auto ale stoimy stoimy już tak dziesięć minut.
- Przepraszam. - chciałam już wychodzić ale odwróciłam się jeszcze do chłopaka.- Dziękuje Matteo, za wszystko. - uśmiechnął się do mnie. Chciałam już zamknąć drzwi od samochodu gdy chłopak się odezwał.
- Nie rób głupot Sanders.- uśmiechnęłam się do niego i zakłamałam drzwi. Ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Nareszcie spokój.
- Czemu wszyscy jesteście w jakimś dziwnym nastroju? - Zoey spojrzała na mnie smutna.
- Pamiętasz jak opowiadałam Ci że nasza drużyna przegrała rok temu? - pokiwałam głową potwierdzająco – Po przegranym turnieju odeszły od nas dwie najlepsze dziewczyny, nie licząc tych które skończyły szkołę. Jedna z nich przeszła do Złocistych Gwiazd, Amelia stwierdziła że nie ma sensu być w drużynie przegranych. - powiedziała wściekła Zoey, szkoda było mi dziewczyn.
- Amelia? To nie jest przypadkiem była dziewczyna Matteo? - zapytałam zaciekawiona.
- Tak to ona. Była najlepszą zawodniczką i po prostu boimy się że przegramy. - powiedziała Sara, najwyraźniej usłyszała o czym gadamy.
- Halo! Wy też macie najlepszą zawodniczkę na świecie! - pokazałam na siebie, dziewczyny zaczęły się śmiać a ja razem z nimi. Do szatni weszła trenerka z uśmiechem na twarzy.
- Gotowe? Idziemy się rozgrzać! Ruchy! - wyszłyśmy z szatni kierując się na boisko. Zajęliśmy jedną stronę boiska bo na drugiej rozgrzewały się już nasze przeciwniczki.
Rozpoczął się mecz. W ciągu pierwszych dwudziestu minut przeciwniczki strzeliły nam gola. Wściekałam się ze straconej bramki ale najbardziej z tego że bramkę zdobyła Amelia. Chciała już strzelić kolejną ale ja z gracją wykiwałam ją odbierając jej piłkę. Podałam ją do Sary która musiała mi ją po chwili oddać. Byłam sam na sam z bramkarką więc stwierdziłam że zaryzykuje i kopnęłam piłkę w stronę bramki. Zdobyłam bramkę dla naszej drużyny. Teraz trzeba tylko wygrać. Przed końcem pierwszej połowy nadal był remis, cały czas starałyśmy się znaleźć okazje do strzału. W pewnym momencie zauważyłam że na boisku leży Sara i się nie podnosi. Pobiegłam do niej aby sprawdzić co się dzieje.
- Co ci się stało? - zapytałam zmartwiona i przestraszona. Wróciły wspomnienia z tamtego roku.
- Moja kostka, cholernie boli. - spojrzałam na trenerkę i pokazałam że mamy problem. Nad Sarą zebrała się cała drużyna a trenerka stwierdziła że Sara już nie zagra. Prawdopodobnie zwichnęła kostkę. Sanitariusze pomogli zejść dziewczynie z boiska.
- Martina – odezwała się trenerka – Trzymaj, zastąpisz ją. - podała mi opaskę kapitana.
- Ale...ja nie mogę. - odezwałam się, była przerażona.
- Sanders, poprowadź nas do zwycięstwa. Zrób to dla drużyny – założyłam na opaskę – Pierwsza połowa się skończyła ale jeszcze został karny. Strzelasz Sanders. - trenerka odeszła od nas.
Ustawiliśmy się, szykowałam się do strzału. Cholernie się bałam. Spojrzałam na Zoey która pokazała mi że trzyma kciuki. Zerknęłam na trybuny gdzie zauważyłam Matteo który uśmiechał się do mnie. Spojrzałam na piłkę, kopnęłam ją i zdobyłam kolejną bramkę. Pierwsza połowa zakończyła się dwa do jednego. Dziewczyny ze szczęścia próbowały mnie udusić.
- Sarę w roli kapitana zastąpi Martina. - powiedziała trenerka gdy siedziałyśmy w szatni. - Wierzę w to że wygramy ten mecz. Martina pokaż na co cię stać. - Zoey przytuliła mnie – Na boisko Pantery!
Przerwa minęła i zaczęła się druga połowa. Która jak się okazało po pierwszych minutach była jeszcze bardziej agresywna od poprzedniej. Starałyśmy się nie dopuścić przeciwniczek bliżej naszej bramki. W pewnym momencie biegłam z piłką w stronę bramki Gwiazdeczek, miałam okazję którą przerwała mi Amelia swoim wślizgiem. Upadłam na ziemię, cholernie zabolało mnie kolano, jednak wstałam i kuśtykając podeszłam do piłki. Kolejny karny podczas meczu.
- Dasz radę? - podeszła do mnie Zoey – Widzę że cię noga boli. - powiedziała zmartwiona.
- Dam radę, najwyżej zatrudnię Matteo jako swój transporter.
- Coś w tym jest. - uśmiechnęła się – Nie spudłuj Sanders.
Kolano mnie bolało ale nie mogłam odpuścić. Rozbieg i strzał. Prowadziliśmy trzy do jednego. Wszyscy się cieszyli ale po moim policzku spłynęła jedna cholerna łza. Do końca meczu zostało jeszcze dziesięć minut. Dokończyłam go kuśtykając. Wlekłam się za Zoey prosto do szatni, czułam na sobie czyjś wzrok. Przed wejściem do szkoły Adam rzucił się na mnie, zresztą jak i reszta naszej paczki.
- Gratulacje Martina. - usłyszałam od każdego. Podszedł do mnie Moreno i mnie przytulił co mnie zaskoczyło.
- Gratulacje Sanders – uśmiechnął się do mnie – Jak noga? - wyszeptał mi do ucha.
- Boli mnie cholernie Matteo – po moim policzku spłynęły łzy, wtuliłam się jeszcze bardziej w chłopaka.
- Idź się ogarnąć bo odjadą bez ciebie Sanders – powiedział puszczając mnie – Pod szkołą się spotkamy i zabieram cię, Zoey, Amandę i Adam, idziemy świętować wasze zwycięstwo.
Tak jak chłopak powiedział, tak też zrobiłam. Autokar odwiózł nas pod szkołę, gdzie czekał na nas już Adam razem z Matteo. Nie miałam ochoty świętować, bolała mnie noga i chciałam wrócić do domu. Adam zauważył mój podły humor.
- Co ty taka naburmuszona kuzyneczko? - zapytał drocząc się ze mną.
- Odczep się. - odpowiedziałam mu.
- Tylko nie gryź księżniczko- powiedział nabijając się ze mnie, miałam go dość.
- Nie mam ochoty na świętowanie. Wracam do domu. - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę przystanku autobusowego. Kątem oka zauważyłam że Zoey na kogoś patrzy. Może pojechałabym z nimi ale Adam przegiął. Kocham go ale jest cholernie irytujący. Ktoś mi zastawił drogę. - Odpuść Moreno, mój kuzynek i tak mnie już wkurzył. - Chłopak po prostu stał i patrzył się na mnie.
- Adam chciał iść za tobą ale Zoey mu nie pozwoliła, wkurwiła się na niego. Kazała mi przekonać cię abyś z nami pojechała. Czemu zawsze to zadanie przypada mi? - uśmiechnęłam się na jego pytanie. - Jedziesz? Chyba nie pozwolisz na to aby ominęła cię degustacja ciast z takim przystojnym i apetycznym ciachem jak ja? - poruszył sugestywnie brwiami a ja wybuchłam śmiechem.
-Nie mogę pozwolić na to aby takie wydarzenie mnie ominęło. - powiedziałam gdy tylko się uspokoiłam – Chodź. - pociągnęłam go za rękę.
- Muszę cię jeszcze poinformować to chamy i buraki. Zostawili nas i powiedzieli że będą czekać na miejscu. - uśmiechnęłam się do niego.
Kiedy tylko usiedliśmy przy stoliku gdzie siedzieli wszyscy Zoey spojrzała na mnie.
- Jednak przyjechaliście – uśmiechnęła się do mnie. - Zamówiliśmy wam już po kawałku czekoladowego ciasta i pucharki lodowe.
- Oni byli święcie przekonani że przyjedziecie. - powiedziała Amanda pokazując na Zoey i Nico.
Kelnerka przyniosła nasze zamówienie podczas gdy wszyscy rozmawiali i śmiali się z głupich żartów Adama. Natomiast ja myślami byłam gdzie indziej. Cała nasza grupka dobrze się dogadywała, nie sądziłam że w nowej szkole poznam tak fajnych ludzi. Cieszę się że trafiłam na nich.
- Sanders jedz – wyszeptał mi do ucha brunet siedzący obok mnie. - Wszyscy już prawie zjedli.
- Chyba odechciało mi się ciasta – uśmiechnęłam się smutno.
- Zjedz chociaż trochę, nie zachowuj się jak małe dziecko. Tak wiem że chciałabyś takiego gorącego opiekuna jak ja. - poruszył sugestywnie brwiami, na co się uśmiechnęłam.
- Idiota. - zjadłam trochę ciasta ale z racji że było za słodkie to oddałam resztę Adamowi, który je szybko dokończył. Lody w tym czasie zdążyły się rozpuścić. - Zadowolony? - spojrzałam na Matteo.
- Nawet nie wiesz jak. - uśmiechnął się brunet jednak jego mina po chwili zrzedła gdy zobaczył kogoś za mną, wchodzącego do kawiarni. Amelia podeszła do naszego stolika, powodując że ucichły wszelakie rozmowy.
- Czego chcesz Amelia? - powiedziała Zoey, była zła na dziewczynę.
- Co tak oschle Zoey? To już nie można się przywitać z przyjaciółmi? - spojrzałam na Matteo który był wściekły.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi, zostawiłaś nas. - odezwała się Amanda. Amelia spojrzała na mnie ze wstrętem.
- Widzę że zastąpiliście mnie tym czymś. - pokazała na mnie. Wkurzona wstałam od stołu i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Masz ze mną jakiś problem? Przypominam ci że To Coś skopało ci chwile temu tyłek na boisku. Więc łaskawie odejdź i zostaw nas w spokoju. - powiedziałam wściekła, dziewczyna oblukała mnie od stup do głów i spojrzała na Moreno który stał tuż za mną.
- Szkoda że zainteresowałeś się to bezwartościową laską Moreno. - na jej słowa nie wytrzymałam i przywaliłam jej w twarz. Wyszłam z kawiarni zostawiając wszystkich zszokowanych. Nikt mnie nie będzie obrażał. Po drugiej stronie ulicy był mały park, poszłam więc tam. Potrzebowałam być sama. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce, musiałam się uspokoić bo zaraz coś rozwalę.
- Tu jesteś. - powiedziała Zoey siadając obok mnie, razem z nią był Matteo. - Wyleciałaś stamtąd jak z procy. Gdybyś widziała jej minę, boska. - Niech ona przestanie gadać, wkurza mnie. - Od razu pobiegliśmy cię szukać z Matteo a reszta zosta.... - nie wytrzymałam.
- Zamknij się. - wydarłam się na dziewczynę. - Przepraszam. - wstałam z ławki i odeszłam od nich. Nie potrzebnie krzyczałam, ale to nie moja wina. Szłam a raczej biegłam przed siebie. Potrzebowałam odreagować. Po chwili dołączył do mnie Matteo, który się nie odzywał tylko biegł i za to jestem mu wdzięczna. Zdyszana zatrzymałam się, przebiegliśmy cały park. Chciałam wrócić do swoich przyjaciół ale chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- Wiem że tego potrzebujesz. - na jego słowa wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. - Nie przejmuj się takim gównem jak ona. Jesteś od niej sto razy lepsza. - odsunęłam się od bruneta
- Dziękuje. Wracajmy, muszę przeprosić Zoey. - powiedziałam i ruszyliśmy w stronę kawiarni.
Po zdarzeniach z dzisiejszego dnia Matteo odwiózł mnie i Adama do domów. Przeprosiłam wszystkich za moje zachowanie a w szczególności Zoey. Odstawiliśmy Adama i pojechaliśmy w stronę mojego domu.
- Wszystko okey? - chłopak spojrzał na mnie gdy stanęliśmy na podjeździe. Przez całą drogę się nie odzywałam, byłam zmęczona dzisiejszym dniem.
- Jestem po prostu zmęczona. - chciałam się znaleźć w swoim łóżku ale z drugiej strony nie chciałam wysiadać z samochodu bruneta. Wygodnie ma tutaj.
- Nie za wygodnie ci Sanders? - spojrzałam na chłopaka. - Rozumiem że uwielbiasz moje towarzystwo i moje kochana auto ale stoimy stoimy już tak dziesięć minut.
- Przepraszam. - chciałam już wychodzić ale odwróciłam się jeszcze do chłopaka.- Dziękuje Matteo, za wszystko. - uśmiechnął się do mnie. Chciałam już zamknąć drzwi od samochodu gdy chłopak się odezwał.
- Nie rób głupot Sanders.- uśmiechnęłam się do niego i zakłamałam drzwi. Ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Nareszcie spokój.